sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 9: Jak się coś zmieni w moich uczuciach, to Cię o tym poinformuję. cz2

Rozdział ze specjalną dedykacją dla Julii, spełnienia marzeń! ♥ xxxx


Potrząsnęłam jego ramieniem. Nachyliłam się bliżej. Jego głowa nadal leżała na kierownicy.
- Justin, no błagam Cię! - oczywiście nie zareagował.
No to ładnie. Jest noc, a ja sama z prawdopodobnie nieprzytomnym Justinem, na środku pola przy drzewie, z traktorem którego nie umiem obsługiwać i nie wiem jak dojechać do posiadłości dziadków chłopaka. Zacisnęłam zęby, i jeszcze na chwilę nachyliłam się do Biebsa.
- Okej, koniec. Proszę Cię, skończ tą zabawę i ocknij się i odprowadź nas do domu. Justin,no..
Próbowałam tak jeszcze przez kilka minut. Nie miałam pojęcia co robić, gdybym teraz odeszła od chłopaka i szukała jakiegoś domu i pomocy, to nie wiadomo ile czasu by to mi zajęło a nie mogłam go tak zostawić. Z drugiej strony jakbym tu spędziła tak całą noc, to mogłoby to zaszkodzić jego zdrowiu.
Poczułam w kącikach oczu napływające łzy. Zrezygnowana postanowiłam wyruszyć w poszukiwaniu pomocy we wiosce. Ruszyłam w stronę gęstego lasu. Pomyślałam, że w razie czego cofnę się do traktoru, który widoczny był z daleka dzięki zapalonym światłom. Pobłąkałam się trochę po okolicy, lecz po chwili zrozumiałam, iż nie ma to sensu ponieważ jestem strasznie zmęczona i kompletnie nie znam terenu. Wycofałam się w stronę traktoru, aby czuwać przy Justinie, lecz nie znalazłam go tam. Poczułam przypływ fali gorąca. Moje serce przyspieszyło i nagle zabrakło mi tlenu. Gdzie on do cholery się podział?
Jeszcze przed chwilą widziałam go tutaj...Trzęsły mi się ręce.
- Co mam teraz zrobić? - powiedziałam szeptem.
- Przytulić mnie mocno i cieszyć się że żyję. - obok mnie stał szeroko uśmiechnięty Justin.
Odetchnęłam z ulgą, ale od razu odpowiedziałam:
- Cieszyć się, że żyjesz? Zaraz to ja cię własnoręcznie zabiję! Wiesz jak się cholernie martwiłam? - dodałam ściszonym głosem.
Chłopak przez chwilę patrzył na mnie z miną zbitego pieska, lecz po ostatnich moich słowach spojrzał wprost w moje oczy. Przybliżył się krok bliżej, tak że teraz stykaliśmy się czołami.
- Martwiłaś się o mnie?
Nie odpowiedziałam.
- Przepraszam,okey? - wyszeptał.
Odepchnęłam go tylko i ruszyłam przed siebie. Nie zamierzałam na niego czekać, wyruszyłam w nieznany mi las aby poszukiwać drogi powrotnej do domku dziadków.
- Zaczekaj!
- Zgubisz się tam...
- Alice! - zero mojej reakcji.
- O co się złościsz? O "takie" gówno? - wołał za mną.
- Tak, złoszczę się na siebie bo martwiłam się o "takie" gówno, jeśli można Ciebie porównać do gówna. - odwróciłam się na moment na niego.
- Na twoim miejscu zajęłabym się teraz traktorem twojego dziadka, który jest przygnieciony drzewem. - dodałam i ruszyłam dalej. Czułam jeszcze przez chwilę wzrok chłopaka wbity w moje plecy. Później słychać było tylko warkot traktora który zbliżał się w moją stronę. Byłam strasznie zmęczona i prawie nic nie widziałam. Szłam po prostu przed siebie.
- No wskakuj Grande - Justin siedział w swoim urządzeniu i mnie dogonił.
- Nie ma mowy, wkurzyłeś mnie.
- Chodź tu do mnie - zignorował mnie totalnie, więc i ja nie odpowiedziałam.
Szłam kawałek dalej, a chłopak wyszedł z ciągnika, dogonił mnie, przewiesił sobie przez ramię i wsiadł do traktoru. Nie miałam nawet sił na protest. Justin prowadził pojazd, a ja tylko siedziałam mu na kolanach (było strasznie ciasno). Dojechaliśmy w końcu z powrotem na farmę, chłopak zgasił silnik i wygramolił się. Obrócił się na mnie i rzekł:
- A ty, księżniczko nie wychodzisz?
Pokiwałam tylko przecząco głową, na nic nie miałam siły.
- No to wskakuj! - rzekł i nastawił swoje plecy.
- Serio? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Serio, serio. Szybko, póki się rozmyśle - pospieszył mnie.
Skorzystałam z niepowtarzalnej okazji i wskoczyłam chłopakowi na barana.
Dzielnie niósł mnie przez podwórko, nie marudząc, nie uginając się pod moim ciężarem.
- Czyli nasze konto znów jest czyste?
- W jakim sensie to rozumiesz? - odparłam natychmiast.
- Nie gniewasz się o to "gówno" w lesie?
- Aaa,no tak. No to się gniewam ogólnie. Dzięki, że mi przypomniałeś.- odparłam z szerokim uśmiechem.
- W takim razie idziesz pieszo - odparł energicznie i postawił mnie na Ziemie.
- Nieeee, zlituj się!
- Taaaak? A wybaczysz mi? - zrobił słodkie oczka.
- Nie sądzę. - odparłam twardo, choć w środku dusiłam się ze śmiechu.
Podszedł bliżej i próbował dalej swoich tanich podrywów.
- Miliony dziewczyn od mojego samego uśmiechu zachodzą w ciąże, nie sądzę iż jesteś na to odporna.
- Jesteś w błędzie.
- Tak?
- Tak, i zamknij swoją śliczną buźkę i weź mnie na barana i zanieś do tej cholernej stodoły.
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, jakie słowa wypowiedziałam.
Na chłopaka reakcje również trzeba było poczekać, jakby na początku nie za bardzo rozumiał.
Przejechał językiem po zębach, po czym wybuchnął głośnym, zaraźliwym śmiechem.


Nie mogłam długo wytrzymać, więc po chwili nie utrzymałam mojej "poważnej twarzy" i zawtórowałam mu śmiechem. Po kilku sekundach, może minutach a może nawet po paru godzinach opanowaliśmy się, po czym chłopak uległ i posadził mnie sobie na na ramionach i powędrowaliśmy do miejsca naszego spoczynku. Posadził mnie delikatnie na śpiworze, a ja tylko się kulnęłam i okryłam szczelnie śpiworem w tak zwaną "mumię". Justin ułożył się obok mnie, czyli leżeliśmy teraz naprzeciwko siebie, dzielącą granicą między nami było może jakieś 20 centymetrów? Wpatrywaliśmy się w swoje oczy nawzajem. Miał piękne, czekoladowe tęczówki, w które mogłabym się wtapiać godzinami. Chłopak uśmiechnął się ukazując swoje delikatne dołeczki, i nie odzywając się do siebie, trwaliśmy tak w długiej ciszy. Nie wiem nawet kiedy, udałam się do krainy snu Morfeusza.

*Oczami Justina*

Pomimo wszystko, bardzo wygodnie się spało. Czułem, że jest ona przy mnie, że leży obok mnie i w tym momencie czułem się cholernie potrzebny. Była tylko zwyczajną dziewczyną, która nie lubiła poruszać tematu mojej sławy. To było w niej najpiękniejsze. Jej piękne brązowe tęczówki były moim ostatnim widokiem przed snem. Pamiętam, że wróciliśmy nad ranem z mojego kursu prawo jazdy, już po całej aferze. Zaniosłem ją na barana do stodoły, delikatnie odłożyłem na śpiwór a ona tylko zwinęła się w kłębek. Wpatrywaliśmy się w siebie przez kilka dobrych minut, może nieco więcej,a gdy jej oczy się zamknęły, wiedziałem, że na dziś odpłynęła. Była moim ostatnim widokiem przed snem i pierwszym po przebudzeniu. No właśnie, to jej piękny uśmiech zbudził mnie ze snu.

*Oczami Al*

Obudził mnie nie przyjemny zapach. Byłam bardzo zmęczona, ale postanowiłam lekko otworzyć oczy, aby zidentyfikować źródło nieprzyjemnej woni. I co ujrzałam? Szeroko rozpostarłam oczy, i zaciekawiona widokiem "nawiedzonej kaczki" z której wczoraj mieliśmy niezłą polewkę, właśnie wydala swoje odchody na t-shirt chłopaka. Usiadłam po turecku z lekkim przerażeniem, kaczka zauważyła mój ruch i po chwili odeszła a ja tylko zaczęłam się krztusić ze śmiechu. Chłopak powoli otwierał oczy, chyba go zbudziłam. Zrobiło mi się go całkowicie żal, z drugiej strony-byłam ciekawa jego reakcji.
Justin spojrzał na mnie przyćmionymi oczami z miną typu "what's happening", a ja tylko wybuchłam głośnym śmiechem. Patrzał na mnie chwilę zdezorientowany, po czym spojrzał na swoją koszulkę. Jego źrenice się powiększyły i wybałuszył na to oczy. Był wściekły, zauważyłam że jego skronie pulsują. Zaklnął pod nosem a wtedy przeniósł swój wzrok na mnie. Nie mogłam się powstrzymać i wybuchłam śmiechem. To mu się nie spodobało. Zbliżał się do mnie małymi krokami z szeroko otwartymi ramionami.
- Nawet się nie waż Bieber. - rzuciłam w jego stronę ostrym ale spokojnym tonem.
- O czym mówisz? - spytał z miną niewiniątka.
Cały czas się do mnie zbliżał, tak że teraz dzieliło nas jedynie kilka metrów. Zaufałam moim nogom i rzuciłam się w ucieczkę. Nie myliłam się, chłopak też przyspieszył. Gonił mnie po całej stodole, a że był nieco bardziej
wysportowany (jakim cudem?!) to odległość między nami się zmniejszyła. Próbowałam przechodzić różnymi zakamarkami ale nic to nie dało, ponieważ chłopak mnie dogonił i zaszedł mnie od tyłu i swoimi silnymi ramionami odwrócił w swoją stronę.
- Proszę Cię, nie rób tego..- wyszeptałam cicho i zrobiłam minę kota ze Shreeka.
- A co będę z tego miał? - odparł nie przejmując się moimi prośbami.
Nie zdążyłam już nic powiedzieć bo Justin mocno się we mnie wtulił. Czułam ciepło, szczególnie od tej mazi na jego t-shircie. Zamknęłam oczy z obrzydzenia i oparłam głowę na jego ramieniu. Staliśmy tak chwilę.
- Nawet gdybym chciał się oderwać, czego nie chcę to chyba nie jest to za bardzo realne, to coś się posklejało między nami. - wyszeptał chłopak na co momentalnie wybuchłam gromkim śmiechem. Uwielbiałam, kiedy każdą sytuację potrafił zamienić w żart. Z trudem, ale oderwałam się od chłopaka i chwyciłam swoją bluzę po czym pognałam w stronę domku dziadków. Jednak pod chałupą czekał na mnie gość z niespodzianką.
___________________

CZYTASZ=KOMENTUJESZ.
Jak myślicie, kto odwiedzi Alice & Justina? Czekam na Wasze komentarze, jak będzie 10 komentarzy wstawię nowy rozdział. :)