piątek, 8 sierpnia 2014

Rozdział 11: "Ona nie była, nie jest, i nigdy nie będzie Twoja"


ROZDZIAŁ DEDYKOWANY NATALCE, MOJEJ HOT 14. Najlepszego, myszko:) ♥

Moje serce zamarło. Zapomniałam na chwilę, jak powinno się oddychać. Wpatrywałam się w człowieka, który powiedział kilka słów które zmieniło mój humor o 360 stopni. Myślałam, że dobrze poszło mi przesłuchanie, śmiali się, pochwalili, chcieli więcej, uśmiechali się. Moje rozmyślania przerwał gmer ludzi, którzy zaczęli szeptać, niektórzy nieco głośniej wypominać:
-Jak to?!
On uciszył ich jednym gestem ręki.
-Dobrze wiecie, i musisz się dowiedzieć -i tu zwrócił się do mnie-, że całą resztę damskich ról, również grają brunetki. Serial nie może tak wyglądać.
Nikt się nie chciał z nim zgodzić. Zaczęli się wykłócać. I ktoś poprosił mnie, abym na chwilę wyszła, i zaraz ktoś po mnie przyjdzie. Zrobiłam, jak mi kazano. Nadal byłam oszołomiona. Podekscytowana Miranda, również nie chciała dać mi spokoju, zadawała setki pytań.
-Zagrałam dobrze, pochwalili mnie, śmiali się, uśmiechali a na koniec powiedzieli, że nie szukają brunetek. - powiedziałam na jednym wdechu, czym uciszyłam doszczętnie przyjaciółkę.
-Teraz mam czekać, aż łaskawie ktoś tu przyjdzie i powie mi, co teraz.
Dopiero teraz, zdałam sobie sprawę z tego, jak wygląda cała sytuacja. Siedziałyśmy w milczeniu. Inni ludzie momentami patrzeli się na mnie i zdziwieni, czemu oni nie wchodzą do tajemniczego pokoju. Było to strasznie denerwujące. Myśleli, że tego nie widzę. Oprócz jednego chłopaka. Brązowe włosy, nieco śmiesznie obcięty ale pomimo to był niezłym ciachem. Wpatrywał się w swojego iPhona. I nie zwracał uwagi na innych. Był wysoki, a przynajmniej miał bardzo długie nogi. Chłopak nagle oderwał swój wzrok od wyświetlacza, spojrzał na drzwi tajemniczego pokoju, więc i moim odruchem okazało się wlepienie tam wzroku. Stała tam uśmiechnięta Kristin i zaprosiła mnie do środka. Wstałam, weszłam i stałam przed nimi po raz kolejny w ciszy.
-Z chęcią przyjmiemy Cię, pod jednym warunkiem. - odezwał się pan, którego imienia jakoś nie pamiętałam.
-Tak? - zapytałam, ciekawa cóż takiego wymyślili.
-Postać Cat miałaby czerwone włosy, a więc warunkiem byłoby, Twoje przefarbowanie się na ten kolor. - oznajmił jeden z nich.
Zamarłam. Pokręciłam przecząco głową, z niedowierzaniem. Miałam moje ukochane brązowe włosy zamienić na rudy? Czerwony? Nigdy w życiu.
-Rozumiemy, że to nie łatwa decyzja, więc przesłuchamy teraz chętnych do roli Becka Olivera, i na koniec dasz nam znać, co Ty na to?
Pokiwałam głową, że okej. Następnie wyszłam z pokoju i skierowałam się do wyjścia. Miranda podążyła za mną.
-I co?! - zapytała podekscytowana, gdy już byliśmy na zewnątrz, koło Justina. Chłopak też poderwał się z siedzenia i obydwoje wlapiali we mnie zaciekawione spojrzenia.Wzruszyłam ramionami.
-No nic takiego..-odpowiedziałam wymijająco. Chciałam ruszyć dalej, ale jedno z nich złapało mnie za ramiona.
-Dostałaś rolę, czy nie?! - wykrzyknęli.
-No nie..
Zamarli. Miranda się odważyła i burknęła:
-Jak to? Przecież chyba im się spodobałaś.
-No tak to, powiedzieli że nie szukają brunetek, a jeśli miałabym dostać rolę to mam się farbnąć na rudy.
Teraz to oboje zrobili wielkie oczy, po czym wybuchnęli głośnym śmiechem.
O co wam chodzi? - odparłam naburmuszona i coraz bardziej zła.
-Kolor twoich włosów jest jedyną przeszkodą w dostaniu roli?
-No najwidoczniej tak.
Nie za bardzo do nich dotarło przesłanie moich słów, że za chiny ludowe nie pofarbuje na rudo moich włosów. Założyłam swoje ręce na piersiach, w formie protestu.
-Przestań, nie dramatyzuj. Jesteś stworzona do tej roli. - zaczęła Miranda.
-I tak w ogóle to ładnym we wszystkim ładnie. - dodał Justin.
Słyszałam jak dziewczyna zrobiła ciche "aww", po czym dodała, coś w stylu "no i od czego są peruki?!".
Moi przyjaciele przekonywali mnie jeszcze przez chwilę, po czym uległam i stwierdziłam, że skoro już tu jestem to nic nie powinno mi stanąć na przeszkodzie. Odczekaliśmy pewien czas, zgodziłam się na rolę,  odebrałam wszystkie potrzebne informacje, wydobyłam wszelkie informacje na temat zgrupowania w przyszłym miesiącu oraz innych mniej istotnych rzeczy. Dan Schneider wymienił się ze mną numerem telefonu, po czym pożegnał się ze mną słowami: "Do zobaczenia, wiewiórko". Ruszyliśmy do auta. Całą drogę powrotną rozprawialiśmy o mojej roli, naprawdę przybyłam do Stratford w wyśmienitym humorze. Pod naszymi domami czekała na nas nie miła niespodzianka. Mój humor zmienił się diametralnie.

*Oczami Justina*

-To do jutra? A może jeszcze dzisiaj? Niee, myślę że prędzej jutra nie dam rady misiaki, miłego dnia. - rzuciła Miranda na wychodne. Mieliśmy ją zostawić w centrum miasta, bo miała jeszcze kilka spraw do załatwienia. Alice przerzuciła się na przednie siedzenie, obok mnie. Przejechaliśmy resztę drogi w przyjemnej ciszy. Zaparkowałem pod moim domem i spojrzałem się na dziewczynę, przez co zobaczyłem jej niemrawą minę.
-Coś się stało?
Nie miałem pojęcia, o co chodzi. Brunetka ociągała się z opuszczeniem samochodu. Spojrzałem przez przednią szybę i zauważyłem chłopaka. Nieszczególnego, średniego wzrostu, on również spojrzał się na nas. Nie doczekałem się odpowiedzi od mojej pasażerki, więc zgasiłem silnik mojego czarnego ferrari, wyjąłem kluczyki i wyszedłem z samochodu oraz otworzyłem, jak dżentelmen drzwi Alice. Dziewczyna nieśmiało wstała. W jej oczach tkwiło przerażenie i lęk. O co chodziło? O tego chłopaka? Kto to w ogóle był?
Moje przemyślenia przerwał głos tego nieznajomego.
-Cześć kochanie.
W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Nagle wszystko zrozumiałem.

*Oczami Alice*

Tak bardzo nie chciałam go spotkać. Nie dziś. Nie przy Justinie. Chciałam odłożyć to spotkanie na kiedy indziej, choć wiedziałam że było to nieuniknione. Wtedy mój chłopak..mój były chłopak przemówił:
-Cześć kochanie.
Jak on śmiał?! Nie mógł, nie miał prawa się już tak do mnie zwracać.
-Jakie kochanie? Nie widzę tu nigdzie Amandy.
Chłopak zaniemówił. Justin wciąż milczał, tylko przyglądając się naszej dwójce.
-O co Ci chodzi?
-Dobrze wiesz, o co. Nie rób ze mnie idiotki, mam nadzieję, że ona całuje lepiej ode mnie.
Tylko tyle zdołałam z siebie wydusić. Miałam dość, bałam się, że zaraz wybuchnę płaczem. Spojrzałam na Biebera, i dałam znak, że idziemy. Gdy zrobiłam krok, poczułam rękę, która ściskała moją rękę.
-Puść mnie. - syknęłam do mojego ex.
-A Ty co? Nie lepsza, widzę że zaczęłaś się puszczać z gwiazdeczką.
Tu wskazał na Justina. Wyrwałam się z jego uścisku. Justin chciał coś już mu powiedzieć, gdy wyparowałam:
-To chyba nie Twój interes.
-Chyba mój, z kim moja dziewczyna się puszcza.
Zastygłam w bezruchu. To mnie złamało. Nie chciałam mu pokazać mojej słabości.

Justin oblizał usta, przygotowując się do ważnych słów.
-Ona nigdy nie była, nie jest, i nie będzie Twoja.
Nic nie odpowiedziałam na to. Cieszyłam się w tym momencie, że JB stoi tu obok mnie, wiem, że nie poradziłabym sobie w tej rozmowie sama.
Micka rozbawiła jedynie ta wypowiedź.
-Chciałbyś gwiazdeczko, leć lepiej wyć ze swoimi faneczkami, ta laleczka jest moja.
Od tego momentu wszystko działo się tak szybko. Justin wybuchł, zaatakował go z prawego sierpowego. Zaczęli się bić. Nie wiedziałam jak zareagować. Mój ex nie był dłużny, porządnie kilka razy oddał. I tak na zmianę. Próbowałam ich rozdzielić. Stanęłam między nimi. Za chwilę jeden z nich mnie odepchnął. Próbowałam drugi, a potem i trzeci raz ich odciągnąć od siebie. Pociągnęłam mocno za bluzę Justina. Udało się. Szybko odwróciłam go w swoją stronę, i trzymałam rękę na jego torsie. Posłałam spojrzenie Mickowi, po czym chłopak odszedł w stronę swojego domu. Skupiłam się na ranach Jusa. Miał rozciętą prawą brew, zadrapane ręce, i mrugał zawzięcie jednym okiem. Pewnie w nie dostał.
-Chodźmy do mnie, opatrze Ci to -i tu wskazałam na całą jego twarz-.
Posłał mi tylko słaby uśmiech, lekko ukazując swoje białe ząbki które na szczęście były w całości. Złapałam go za rękę i udaliśmy się do mojego domu. Nacisnęłam na klamkę, która ani drgnęła. Zamknięte. Znowu nikogo nie było w domu. Sięgnęłam do butów wyjściowych taty, czyli tam gdzie zawsze chowaliśmy klucze. Po chwili znaleźliśmy się w mojej kuchni, od której rozpoczynało się moje mieszkanie. Od razu zakluczyłam za nami drzwi odruchowo. Chłopak się zaśmiał na moje poczynienia.
-No co?! Taki odruch.. - po czym zachichotałam.
Wzięłam z łazienki apteczkę oraz waciki. Nakazałam chłopakowi usiąść na krześle. Posłusznie wykonywał moje rozkazy, dokładnie obmyłam jego twarz,delikatnie założyłam opatrunki i przypudrowałam w miejscach, gdzie prawdopodobnie jutro będzie miał siniaki. Ustaliliśmy, że to co stało się dobre pół godziny temu zostanie między nami. Gdy skończyłam, po prostu siedzieliśmy naprzeciwko siebie i wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem. Znowu trwała ta niesamowita cisza.
-Dziękuje.. - wyszeptałam cichutko.
-Za co? - odparł zdziwiony.
-Za wszystko.
I wtedy pocałowałam go w policzek i mocno wtuliłam w niego. On tylko mnie mocno objął. Mogłabym tak godzinami siedzieć, ale przeszkodził nam dźwięk otwieranych drzwi. Odskoczyliśmy od siebie oparzeni. I wtedy ujrzałam mojego tatę..ale nie samego. A już myślałam, że gorzej być nie może.

_________________________________________








10 komentarzy=następny rozdział. :) xx