niedziela, 19 kwietnia 2015

BLOG ZAWIESZONY NIE DO ODWOŁANIA

Jak widzicie, zaczęłam się tutaj wypalać a rozdziały były tylko coraz gorsze. Nie chciałam pisać na siłę, byle jak, na odczepnego, byle do następnego. Straciłam wene oraz największym problem okazało się pisanie o Justinie. To cudowny gość, nie zrozumcie mnie źle, ale nie jest dla mnie. Przepraszam, że historia o Alice musi się zakończyć w taki sposób... jeśli pomimo wszystko chcecie czytać coś mojego, zapraszam na opowiadanie Little White Lies, zamieszczam zwiastun.


Do zobaczenia?

piątek, 19 września 2014

Rozdział 12: "Problem polega na tym, że choć można zamknąć oczy to nie da się zamknąć myśli"

Leżałem na łóżku i gapiłem się w sufit od dobrej godziny. Myślałem nad tym, co wydarzyło się w ciągu kilku ostatnich dni. Jeszcze miesiąc temu nagrywałem teledyski, siedziałem w studiu, udzielałem wywiadów. Każdy mój krok śledziło tysiące oddanych fanów. A teraz? A dziś? Zaledwie kilka dni temu poznałem Alice. Ona była inna. Nie była taka sama jak reszta dziewczyn, które poznałem dotychczas. Z jednej strony była taka silna, dzielna. Ale jak się ją poznało bliżej było całkowicie odwrotnie. Krucha i delikatna. Niczym wapień. Gdy go widzisz, to podziwiasz jak twardy, mocny i wytrzymały jest a tak naprawdę jak lekko muśniesz swoim dotykiem rozpada się na milion kawałeczków. Zastanawiałem się, czy może nie zadzwonić do niej. Chociaż napisać głupiego smsa. Wziąłem w ręce mojego iPhona, nacisnąłem 'nowa wiadomość' i wybrałem ją spośród moich kontaktów. Palce ślizgały się po ekranie, ale nic sensownego nie wymyśliłem. Zły i niezdecydowany rzuciłem mój telefon na łóżko, po czym splątałem moje ręce na karku i dumałem w samotności o jej cudownych, ciemno czekoladowych tęczówkach.

*Oczami Alice*

-Rozwodzimy się. - oznajmił bez żadnych skrupułów mój ojciec.
Potwierdziły się moje wszystkie obawy. Jak mogłam tego wszystkiego prędzej nie zauważyć?
Moi rodzice jeszcze kilka, kilkanaście lat temu zawsze przed wyjściem do pracy dawali sobie całusy, siadali sobie na kolanach nawet w mojej obecności, oglądali do późnej nocy filmy i zasypiali tak. A teraz? Nie pamiętam nawet, czy składali sobie życzenia w święta, gdy jeden z nich był w domu-drugi raczej nie spieszył się z powrotem no i teraz siedzieli przy dwóch końcach stołu. Wciąż do mnie mówili różne rzeczy. Wszystko wlatywało jednym uchem, a wylatywało drugim. Co chwilę kiwałam głową na potwierdzenie, gdy tego oczekiwali.
-Jeszcze jedna sprawa..- zaczęła mama.
Podniosłam na nią głowę, co oznaczało żeby kontynuowała.
-Chcemy, abyś to Ty powiedziała Mike'owi o tym wszystkim.
-Nie macie nawet odwagi, powiedzieć o tym własnemu synowi?! - podniosłam głos.
-To nie tak..-w swojej własnej obronie stanęła moja rodzicielka.
-Po prostu uważamy,że masz z nim lepszy kontakt i mu to lepiej i prościej wytłumaczysz. -wtrącił się tata.
-Jesteście śmieszni i żałośni. - powiedziałam na wychodne.
Po czym chwyciłam moje białe conversy i ruszyłam na dwór, aby się przewietrzyć. Zasznurowałam po drodze dokładnie trampki, słyszałam jeszcze słowa matki "Mike wraca dziś wieczorem od babci". Prychnęłam jedynie. Usiadłam jak obrażone, rozpieszczone 10-letnie dziecko na ławeczce przed domem. Zawsze starałam się być dobrą córką. Wracałam, kiedy trzeba było wracać, nie piłam, nie paliłam. Uczyłam się dobrze. A więc: dlaczego ja? Dlaczego mnie to wszystko spotyka? Chciałam się teraz komuś wyżalić. Od razu pomyślałam o Mirandzie. Ale ona jeszcze nic nie wiedziała o rozwodzie. Nie chciałam się na razie tym chwalić na prawo i lewo. Jedyną osobą która o tym wiedziała, był Justin. Wyjęłam z kieszeni spodenek mój telefon. Wpisałam hasło, odblokowałam ekran, weszłam w kontakty i wyszukałam jego. Nacisnęłam 'napisz do Justin xx' i właśnie w tym momencie zdałam sobie sprawę z tego, że nie powinnam mu tyle zawracać głowy. Już dosyć namieszałam. Zrezygnowana schowałam z powrotem iPhona do kieszeni. Ale naprawdę potrzebowałam z kimś porozmawiać. I chciałam właśnie z Nim.

*Oczami Justina*

-Justin, ile mam Cie prosić?! Wywalisz te śmieci?! - po raz setny dziś moja rodzicielka przypomniała mi o moim obowiązku.
Dla świętego spokoju ruszyłem swoje 4 litery i wziąłem worek pełen śmieci do metalowego kubła na zewnątrz. Odruchowo spojrzałem na dom mojej pięknej sąsiadki. Zauważyłem znajomą postać na jej podwórku. Nikt inny, jak sama piękna sąsiadka. Postanowiłem, do niej podjeść, zagadać, zapytać jak się czuje. Przekroczyłem ulice, otworzyłem furtkę, i że nieco zrobiłem hałasu, więc dziewczyna podniosła na mnie swoje zapłakane, lecz wciąż piękne oczy. Zamiast mówić głupie, niepotrzebne słowa po prostu usiadłem obok Alice na ławce. Udo w udo. Objąłem ją swoim ramieniem, żeby dodać jej jakoś otuchy i żeby nie płakała. Chciałem jej pomóc, ale nie wiedziałem jak. Po jej stanie, stwierdziłem że jej rodzice jednak się rozwodzą. Nie wiem, jakim cudem ale dziewczyna chyba czytała w moich myślach, i odpowiedziała:
-Powiedziała jeszcze, że to ja mam powiedzieć o tym Mike'owi.
Wywróciłem oczami na tę wiadomość. Wszystko, co mogłam w tej chwili poradzić to dać jej całusa w czubek głowy, który opierał się o mój tors.
-Huh, jak ja mam mu to powiedzieć? "Wybacz, braciszku ale Twój tatuś i mamusia już się nie kochają i za jakiś czas będziesz miał dwóch tatusiów, dwie mamusie. Może większe rodzeństwo. Fajnie,co?" - zakpiła, przez łzy.
Chciałem w tym momencie powiedzieć coś mądrego, coś co mogłoby ją pocieszyć,ale nic nie potrafiłem wymyślić. Chciałem tylko, choć na ułamek sekundy ponownie zobaczyć jej zniewalający uśmiech i te dwa dołeczki. Nic więcej.
-Nie myśl tyle o tym. - rzuciłem.
Serio, Bieber? Tylko na tyle było Cię stać?! Byłem sam na siebie zły w myślach,że tylko takie coś potrafiłem palnąć. Dziewczyna tylko jęknęła i mocniej wtopiła się w mój tors tłumiąc łzy. Poczułem się jak palant.
-Wiesz na czym polega problem? - zapytała z nienacka zaskakując mnie.
-Hm? - odparłem, wychylając głowę i spoglądając w jej oczy, które aktualnie wpatrywały się na mnie.
-Problem polega na tym, że choć można zamknąć oczy to nie da się zamknąć myśli.

***tydzień później***
(z perspektywy Alice).

Z dnia na dzień jest coraz lepiej. Częściej się uśmiecham, może i oszukuję sama siebie ale tak jest lepiej. Uśmiecham się dla tych, którzy mi zostali. Justin każdego dnia powtarza mi, że gdy się uśmiecham wyglądam 100 razy ładniej. Nigdy nie wiem, czy odebrać to jako komplement, czy też niekoniecznie, ale pomimo wszystko uśmiecham się dla niego. Bardzo mi pomógł, pomaga i mam nadzieję, że zostanie pomóc też w przyszłości. Miranda też już o wszystkim wie, wie też Chris, wie też mama Justina. Oto moja nowa "rodzina". Chociaż mówią mi też: "żyj z dnia na dzień, nie myśląc o jutrze", ale nie jestem aż taka głupia,żeby nie wiedzieć co jeszcze mnie czeka w niedługim czasie. A co mnie czeka? Za chwilę odbędzie się pierwsza rozprawa. Pod koniec tygodnia będę nagrywać pierwszy odcinek na Victoriousie, poznam całą ekipę, resztę aktorów. Dwa dni temu dostałam list, właśnie od stacji Nickelodeon i przysługuje mi mieszkanie z resztą pierwszoplanowych bohaterów. Czyli 6 innych ludzi. Z jednej strony życie z nieznajomymi w całkiem innym mieście wydawałoby mi się jeszcze kilka miesięcy temu nieprawdopodobne i nie wchodziło by w grę...ale teraz? Teraz, kiedy nie miałam ochoty przebywać w moim domu? Nie jadłam nawet posiłków z resztą domowników. Nie chciałam nigdy nadziać się na moich rodziców. Nie potrafiłam na nich spojrzeć. Nie potrafiłam im wybaczyć ich decyzji. Wzdychnęłam ciężko i wcisnęłam się w czarną spódniczkę. Zapięłam zamek i przyjrzałam się sobie w lustrze. Miałam skupić się jedynie na moim stroju i czy mogę się tak pokazać w sądzie, ale nie mogłam oderwać oczu od mojego odbiciu. Widziałam w swoich niegdyś brązowych tęczówkach dziewczynę, której tak naprawdę nikt nie chciał. Te oczy były smutne, przygaszone. Wydawało mi się że nawet schudłam, a jest to wyznanie odważne i szalone bo żadna dziewczyna nie przyzna sobie takiej rzeczy. Wsunęłam na stopy czarne balerinki i wyszłam z mojego pokoju. Miałam dojechać do sądu samochodem z mamą, a tata będzie czekał już na miejscu. Właśnie - gdzie był i gdzie jest mój tatuś? Kilka dni temu moi rodzice znowu się pokłócili. Wygarnęli sobie chyba wszystko, całe uczucia z nich wyszły. To był definitywny koniec ich miłości. Cóż, szkoda że zostały jeszcze konsekwencje w postaci mnie, Mikey'ego, domu no i pieniędzy. Tato prawdopodobnie kupił sobie dom gdzieś w okolicy, nie wrócił dotychczas do domu a jego ubrań i reszty rzeczy już nie ma tutaj. Zresztą teraz to już nieważne.W milczeniu dojechałyśmy do siedziby sądu. Nie włączyliśmy nawet radia, ona skupiała się na drodze a ja spoglądałam w mojego iPhona udawając,to jak bardzo interesuje mnie kto dostał się na castingi do x-Factora do nowej edycji. Dojechaliśmy na miejsce, podeszliśmy pod właściwą salę i czekaliśmy. Poznałam adwokata mojej mamy, i czy czasem ona go nie podrywała? Zrobiło mi się niedobrze. I właśnie w tym momencie zjawił się mój tata. Z adwokatem, na szczęście był on również płci męskiej. Chyba podszedł do mnie, powiedział coś, na co z wiadomych przyczyn nie odpowiedziałam. Siedziałam twardo na niewygodnych krzesełkach. I w tym momencie potoczyło się tak szybko. Za chwilę nas zawołali, były te wszystkie oficjalne procedury, sędzia strasznie zamulał. Postanowili rozpocząć od podziału dzieci. I wtedy stało się coś, czego się bym w życiu nie spodziewała.
__________________________________________________________________











no i co? Zdaję sobie sprawę, po jakim czasie jest rozdział. ALE...jest jedno ale. Jest szkoła, mam w miarę jakiś normalny tryb, i dodatkowo mam nową energię i wenę do pisania rozdziałów - czyli to, czego mi najbardziej brakowało. Przepraszam. Jeśli to przeczytałaś - skomentuj, twoje słowa wiele dla mnie znaczą.

piątek, 8 sierpnia 2014

Rozdział 11: "Ona nie była, nie jest, i nigdy nie będzie Twoja"


ROZDZIAŁ DEDYKOWANY NATALCE, MOJEJ HOT 14. Najlepszego, myszko:) ♥

Moje serce zamarło. Zapomniałam na chwilę, jak powinno się oddychać. Wpatrywałam się w człowieka, który powiedział kilka słów które zmieniło mój humor o 360 stopni. Myślałam, że dobrze poszło mi przesłuchanie, śmiali się, pochwalili, chcieli więcej, uśmiechali się. Moje rozmyślania przerwał gmer ludzi, którzy zaczęli szeptać, niektórzy nieco głośniej wypominać:
-Jak to?!
On uciszył ich jednym gestem ręki.
-Dobrze wiecie, i musisz się dowiedzieć -i tu zwrócił się do mnie-, że całą resztę damskich ról, również grają brunetki. Serial nie może tak wyglądać.
Nikt się nie chciał z nim zgodzić. Zaczęli się wykłócać. I ktoś poprosił mnie, abym na chwilę wyszła, i zaraz ktoś po mnie przyjdzie. Zrobiłam, jak mi kazano. Nadal byłam oszołomiona. Podekscytowana Miranda, również nie chciała dać mi spokoju, zadawała setki pytań.
-Zagrałam dobrze, pochwalili mnie, śmiali się, uśmiechali a na koniec powiedzieli, że nie szukają brunetek. - powiedziałam na jednym wdechu, czym uciszyłam doszczętnie przyjaciółkę.
-Teraz mam czekać, aż łaskawie ktoś tu przyjdzie i powie mi, co teraz.
Dopiero teraz, zdałam sobie sprawę z tego, jak wygląda cała sytuacja. Siedziałyśmy w milczeniu. Inni ludzie momentami patrzeli się na mnie i zdziwieni, czemu oni nie wchodzą do tajemniczego pokoju. Było to strasznie denerwujące. Myśleli, że tego nie widzę. Oprócz jednego chłopaka. Brązowe włosy, nieco śmiesznie obcięty ale pomimo to był niezłym ciachem. Wpatrywał się w swojego iPhona. I nie zwracał uwagi na innych. Był wysoki, a przynajmniej miał bardzo długie nogi. Chłopak nagle oderwał swój wzrok od wyświetlacza, spojrzał na drzwi tajemniczego pokoju, więc i moim odruchem okazało się wlepienie tam wzroku. Stała tam uśmiechnięta Kristin i zaprosiła mnie do środka. Wstałam, weszłam i stałam przed nimi po raz kolejny w ciszy.
-Z chęcią przyjmiemy Cię, pod jednym warunkiem. - odezwał się pan, którego imienia jakoś nie pamiętałam.
-Tak? - zapytałam, ciekawa cóż takiego wymyślili.
-Postać Cat miałaby czerwone włosy, a więc warunkiem byłoby, Twoje przefarbowanie się na ten kolor. - oznajmił jeden z nich.
Zamarłam. Pokręciłam przecząco głową, z niedowierzaniem. Miałam moje ukochane brązowe włosy zamienić na rudy? Czerwony? Nigdy w życiu.
-Rozumiemy, że to nie łatwa decyzja, więc przesłuchamy teraz chętnych do roli Becka Olivera, i na koniec dasz nam znać, co Ty na to?
Pokiwałam głową, że okej. Następnie wyszłam z pokoju i skierowałam się do wyjścia. Miranda podążyła za mną.
-I co?! - zapytała podekscytowana, gdy już byliśmy na zewnątrz, koło Justina. Chłopak też poderwał się z siedzenia i obydwoje wlapiali we mnie zaciekawione spojrzenia.Wzruszyłam ramionami.
-No nic takiego..-odpowiedziałam wymijająco. Chciałam ruszyć dalej, ale jedno z nich złapało mnie za ramiona.
-Dostałaś rolę, czy nie?! - wykrzyknęli.
-No nie..
Zamarli. Miranda się odważyła i burknęła:
-Jak to? Przecież chyba im się spodobałaś.
-No tak to, powiedzieli że nie szukają brunetek, a jeśli miałabym dostać rolę to mam się farbnąć na rudy.
Teraz to oboje zrobili wielkie oczy, po czym wybuchnęli głośnym śmiechem.
O co wam chodzi? - odparłam naburmuszona i coraz bardziej zła.
-Kolor twoich włosów jest jedyną przeszkodą w dostaniu roli?
-No najwidoczniej tak.
Nie za bardzo do nich dotarło przesłanie moich słów, że za chiny ludowe nie pofarbuje na rudo moich włosów. Założyłam swoje ręce na piersiach, w formie protestu.
-Przestań, nie dramatyzuj. Jesteś stworzona do tej roli. - zaczęła Miranda.
-I tak w ogóle to ładnym we wszystkim ładnie. - dodał Justin.
Słyszałam jak dziewczyna zrobiła ciche "aww", po czym dodała, coś w stylu "no i od czego są peruki?!".
Moi przyjaciele przekonywali mnie jeszcze przez chwilę, po czym uległam i stwierdziłam, że skoro już tu jestem to nic nie powinno mi stanąć na przeszkodzie. Odczekaliśmy pewien czas, zgodziłam się na rolę,  odebrałam wszystkie potrzebne informacje, wydobyłam wszelkie informacje na temat zgrupowania w przyszłym miesiącu oraz innych mniej istotnych rzeczy. Dan Schneider wymienił się ze mną numerem telefonu, po czym pożegnał się ze mną słowami: "Do zobaczenia, wiewiórko". Ruszyliśmy do auta. Całą drogę powrotną rozprawialiśmy o mojej roli, naprawdę przybyłam do Stratford w wyśmienitym humorze. Pod naszymi domami czekała na nas nie miła niespodzianka. Mój humor zmienił się diametralnie.

*Oczami Justina*

-To do jutra? A może jeszcze dzisiaj? Niee, myślę że prędzej jutra nie dam rady misiaki, miłego dnia. - rzuciła Miranda na wychodne. Mieliśmy ją zostawić w centrum miasta, bo miała jeszcze kilka spraw do załatwienia. Alice przerzuciła się na przednie siedzenie, obok mnie. Przejechaliśmy resztę drogi w przyjemnej ciszy. Zaparkowałem pod moim domem i spojrzałem się na dziewczynę, przez co zobaczyłem jej niemrawą minę.
-Coś się stało?
Nie miałem pojęcia, o co chodzi. Brunetka ociągała się z opuszczeniem samochodu. Spojrzałem przez przednią szybę i zauważyłem chłopaka. Nieszczególnego, średniego wzrostu, on również spojrzał się na nas. Nie doczekałem się odpowiedzi od mojej pasażerki, więc zgasiłem silnik mojego czarnego ferrari, wyjąłem kluczyki i wyszedłem z samochodu oraz otworzyłem, jak dżentelmen drzwi Alice. Dziewczyna nieśmiało wstała. W jej oczach tkwiło przerażenie i lęk. O co chodziło? O tego chłopaka? Kto to w ogóle był?
Moje przemyślenia przerwał głos tego nieznajomego.
-Cześć kochanie.
W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Nagle wszystko zrozumiałem.

*Oczami Alice*

Tak bardzo nie chciałam go spotkać. Nie dziś. Nie przy Justinie. Chciałam odłożyć to spotkanie na kiedy indziej, choć wiedziałam że było to nieuniknione. Wtedy mój chłopak..mój były chłopak przemówił:
-Cześć kochanie.
Jak on śmiał?! Nie mógł, nie miał prawa się już tak do mnie zwracać.
-Jakie kochanie? Nie widzę tu nigdzie Amandy.
Chłopak zaniemówił. Justin wciąż milczał, tylko przyglądając się naszej dwójce.
-O co Ci chodzi?
-Dobrze wiesz, o co. Nie rób ze mnie idiotki, mam nadzieję, że ona całuje lepiej ode mnie.
Tylko tyle zdołałam z siebie wydusić. Miałam dość, bałam się, że zaraz wybuchnę płaczem. Spojrzałam na Biebera, i dałam znak, że idziemy. Gdy zrobiłam krok, poczułam rękę, która ściskała moją rękę.
-Puść mnie. - syknęłam do mojego ex.
-A Ty co? Nie lepsza, widzę że zaczęłaś się puszczać z gwiazdeczką.
Tu wskazał na Justina. Wyrwałam się z jego uścisku. Justin chciał coś już mu powiedzieć, gdy wyparowałam:
-To chyba nie Twój interes.
-Chyba mój, z kim moja dziewczyna się puszcza.
Zastygłam w bezruchu. To mnie złamało. Nie chciałam mu pokazać mojej słabości.

Justin oblizał usta, przygotowując się do ważnych słów.
-Ona nigdy nie była, nie jest, i nie będzie Twoja.
Nic nie odpowiedziałam na to. Cieszyłam się w tym momencie, że JB stoi tu obok mnie, wiem, że nie poradziłabym sobie w tej rozmowie sama.
Micka rozbawiła jedynie ta wypowiedź.
-Chciałbyś gwiazdeczko, leć lepiej wyć ze swoimi faneczkami, ta laleczka jest moja.
Od tego momentu wszystko działo się tak szybko. Justin wybuchł, zaatakował go z prawego sierpowego. Zaczęli się bić. Nie wiedziałam jak zareagować. Mój ex nie był dłużny, porządnie kilka razy oddał. I tak na zmianę. Próbowałam ich rozdzielić. Stanęłam między nimi. Za chwilę jeden z nich mnie odepchnął. Próbowałam drugi, a potem i trzeci raz ich odciągnąć od siebie. Pociągnęłam mocno za bluzę Justina. Udało się. Szybko odwróciłam go w swoją stronę, i trzymałam rękę na jego torsie. Posłałam spojrzenie Mickowi, po czym chłopak odszedł w stronę swojego domu. Skupiłam się na ranach Jusa. Miał rozciętą prawą brew, zadrapane ręce, i mrugał zawzięcie jednym okiem. Pewnie w nie dostał.
-Chodźmy do mnie, opatrze Ci to -i tu wskazałam na całą jego twarz-.
Posłał mi tylko słaby uśmiech, lekko ukazując swoje białe ząbki które na szczęście były w całości. Złapałam go za rękę i udaliśmy się do mojego domu. Nacisnęłam na klamkę, która ani drgnęła. Zamknięte. Znowu nikogo nie było w domu. Sięgnęłam do butów wyjściowych taty, czyli tam gdzie zawsze chowaliśmy klucze. Po chwili znaleźliśmy się w mojej kuchni, od której rozpoczynało się moje mieszkanie. Od razu zakluczyłam za nami drzwi odruchowo. Chłopak się zaśmiał na moje poczynienia.
-No co?! Taki odruch.. - po czym zachichotałam.
Wzięłam z łazienki apteczkę oraz waciki. Nakazałam chłopakowi usiąść na krześle. Posłusznie wykonywał moje rozkazy, dokładnie obmyłam jego twarz,delikatnie założyłam opatrunki i przypudrowałam w miejscach, gdzie prawdopodobnie jutro będzie miał siniaki. Ustaliliśmy, że to co stało się dobre pół godziny temu zostanie między nami. Gdy skończyłam, po prostu siedzieliśmy naprzeciwko siebie i wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem. Znowu trwała ta niesamowita cisza.
-Dziękuje.. - wyszeptałam cichutko.
-Za co? - odparł zdziwiony.
-Za wszystko.
I wtedy pocałowałam go w policzek i mocno wtuliłam w niego. On tylko mnie mocno objął. Mogłabym tak godzinami siedzieć, ale przeszkodził nam dźwięk otwieranych drzwi. Odskoczyliśmy od siebie oparzeni. I wtedy ujrzałam mojego tatę..ale nie samego. A już myślałam, że gorzej być nie może.

_________________________________________








10 komentarzy=następny rozdział. :) xx

środa, 9 lipca 2014

Rozdział 10: "Ale my nie szukamy brunetek.."

*Oczami Alice*

-Wszystkiego najlepszego dla najcudowniejszej siostry, przyjaciółki, tancerki, aktorki oraz najpiękniejszej brunetki jaką znam! - wykrzyknęła na jednym wdechu moja przyjaciółka, Miranda.
-No dobrze, też jestem nieco przyzwoitą brunetką,także to ostatnie wycofam.- dodała szybko.
-Co ty tu robisz, jak się tu dostałaś? Co? - zapytałam nieco zdziwiona, a w mojej głowie kłębiło się mnóstwo pytań.
-Oj, za dużo pytań zadajesz skarbie..chociaż,mam lepsze. Co ty masz na koszulce? - spytała spoglądając z lekkim obrzydzeniem na mój t-shirt.
- To przez Justina... - zaczęłam, ale brunetka najpierw patrzyła na mnie z miną "jakim cudem" a po chwili zaczęła się histerycznie śmiać. W tym czasie przyszedł chłopak. Brunetka dała mi całusa w policzek, z chłopakiem przywitała się w ten sam sposób na co on odparł:
-Ile mamy czasu?
-Powinniśmy już wyjeżdżać, ale...koniecznie musicie się przebrać. - odpowiedziała dusząc śmiech.
-Zabawne, może mały przytulasek, kochana? - wtrąciłam, na co ona tylko grzecznie podziękowała.
-Teraz,opowiadać mi..co tu się dzieje? - zwróciłam się do moich przyjaciół z moją "groźną miną".
-I jaka aktorka? - to pytanie bardziej skierowałam do Mir.
Ona tylko speszona, burknęła:
-Nie ma teraz czasu na żadne wyjaśnienia. Błagam Was, przebierzcie się nie możesz się tak pokazać - te ostatnie słowa skierowała bardziej do mnie. Justin tylko przyglądał się naszej konwersacji.
Byłam uparta i założyłam ręce, mówiąc:
-Nie ruszę się stąd, póki ktoś mi nie wyjaśni co tu się dzieje.
Miranda posłała chłopakowi błagalne spojrzenie, po czym on tylko wzruszył ramionami i przerzucił sobie mnie przez ramie jak gdyby nigdy nic. Pisnęłam cicho, ale wiedziałam, że nie mam szans. Udaliśmy się do domku, po czym postawił mnie i nie miałam wyboru jak tylko szybciutko zmienić mój strój. Weszłam do łazienki, zrobiłam co trzeba i spakowałam niepotrzebne rzeczy z powrotem do walizki. Chłopak już czekał, oparty o framugę drzwi, rozmawiał z dziadkami. Kiwnęłam tylko nieśmiało głową na znak, że jestem gotowa i nadszedł czas aby podziękować za nocleg. Justin długo wtulał się w swoją babcie, która za wszelką cenę nie chciała go puścić. Poklepał się po męsku ze swoim dziadkiem, i ja również uścisnęłam staruszków, a babcia po raz 69 spytała się nas, czy aby na pewno nie jesteśmy głodni bo w każdym momencie może nam usmażyć klopsy. Wzięliśmy nasze torby i wpakowaliśmy do samochodu.
Justin usiadł za kierownicą, a ja z Mirandą zajęłyśmy tylne siedzenia.
-To może ktoś teraz mi wytłumaczy, co tu się dzieje? - zapytałam zrezygnowana, ale zdeterminowana aby poznać odpowiedź.
Brunetka tylko wzdychnęła, ale otworzyła torebkę i zaczęła w niej czegoś szukać. Po chwili wyjęła z torby prostokątny plik kartek i podała mi. Spojrzałam na tytuł.
-Ty chyba chora jesteś, po co mi to?
-Prezent urodzinowy. - odpowiedziała tylko z bananem na twarzy.
-W ramach moich urodzin, zabierasz mnie na plan nowego serialu? Jaką grasz rolę, tak w ogóle? - spojrzałam ponownie w scenariusz, zastanawiając się, jaką tym razem postać przydzielili mojej utalentowanej przyjaciółce.
-Ty jesteś taka głupia, czy tylko udajesz? - wykrzyknęła ze śmiechem Miranda.
-Tak właściwie, to przyda jej się trochę ćwiczeń przed rolą. - wtrącił się Justin.
-Jaką rolą? Co? - w mojej głowie był jeden wielki znak zapytania.
-Głuptasku, przeczytaj scenariusz. Ja, czytając to już za pierwszym razem pomyślałam o Tobie.
-Mam to odebrać jako komplement, czy raczej nie? - odpowiedziałam nie pewna.
Brunetka tylko wywróciła oczami i skupiła się na swoim iPhonie.
Nie pozostało mi nic innego, jak zajrzeć w skrypt. Przejrzałam uważnie postacie.


Victoria "Tori" Vega – główna bohaterka serialu, która żyła w cieniu swojej siostry. Podczas eliminacji do konkursu „Masz talent”, w którym zastąpiła swoją siostrę i zaśpiewała za nią piosenkę dostała propozycję wstąpienia do szkoły artystycznej Hollywood Arts...nie doczytałam reszty, zbyt nudziła mnie ta postać.André Harris - od razu spostrzegłam, że to męska postać więc ominęłam i to.Caterina "Cat" Hannah Valentine - przeczytałam pięciokrotnie nazwisko bohaterki marszcząc brwi.

-Tu jest jakiś błąd, czy coś? - zapytałam z niedowierzeniem.
-O czym mówisz? - odpowiedziała pytaniem na pytanie przyjaciółka odrywając wzrok od swojego telefonu.
-Valentine. Zbieżność nazwisk?
Dziewczyna tylko przekrzywiła głowę, wpatrując się w dziewięć literek zapisanych na kartce, które tworzyły MOJE nazwisko. Na jej twarzy zabłysł uśmieszek, po chwili spojrzała się na mnie i momentalnie zniknął ukazując poważną i niewinną twarz.
-Ja nic nie wiem... - odpowiedziała cichym, szybkim tonem.
-Mirando Taylor Cosgrove - zaczęłam groźnie.
Skrzywiła się na dźwięk swojego drugiego imienia, a po chwili odpowiedziała tylko:
-Możliwe,że może ewentualnie pomagałam przy tworzeniu postaci. Podejrzewam, iż mogłam jakimś cudem karykature Cat skojarzyć z Twoją osobą, ale no wiesz..tak tylko gdybam. - i właśnie takiej odpowiedzi można było się spodziewać od aktorki komediowej. Nigdy na poważnie.
-I to niby o tą rolę mam się starać? - zapytałam.
-Nie, no co Ty pytaj o rolę św. Krzysztofa z Kalkuty. - odpowiedziała nie odrywając swoich tęczówek od ekranu swojego iPhona. Usłyszałam parsknięcie z przodu Justina.
Westchnęłam tylko, wypuściłam powietrze z płuc, aby za chwilę mi zabrakło tego tlenu.
-Zaraz,zaraz..przecież takie zgłoszenie..muszę mieć CV, życiorys, zdjęcie! Skąd ja to teraz wezmę?
-Znam cię od Twoich zasranych pieluch, więc nie miałam jakiegoś większego problemu pod napisanie za Ciebie tych kilku linijek, spokojnie..znajdę sobie za to jakąś zapłatę później. A co do zdjęcia, znalazłam takie jedno, słodziutkie. Może nie do końca aktualne..ale, hm. Idealne do tej roli. - wyjęła w tym momencie ze swojej torebki jedno z moich najgorszych fotografii.


Uniosłam do góry brwi, moje tęczówki się rozszerzyły, by za chwile mogły się zwężyć do najmniejszych rozmiarów, aby posłać Mirandzie moje "zabójcze spojrzenie".
-Zabiję.. - wyszeptałam. 

-Tak szczerze, to naprawdę słodko wyglądałaś w loczkach. - rozmarzył się chłopak.
-Zamilknij dla własnego dobra, Bieber.. - tylko odparłam.
Zauważyłam tylko gest rąk, oznaczający "już siedzę cicho".
Reszta drogi minęła nam w oka mgnieniu. Mir dała mi jeszcze kilka wskazówek, co do samego castingu. W sumie, sama nie wiem czemu się zgodziłam. Byłam ciekawa, co by było jeśli ewentualnie bym dostała tę role. Pomimo to, nie byłam za bardzo przekonana do intelektu Cat (a właściwie jego brak).
Dojechaliśmy pod miejsce przesłuchań. Udaliśmy się pod salę,w której znajdowali się zainteresowani rolą
aktorzy. Przed wejściem postanowiłam jeszcze coś zrobić. Odwróciłam się w stronę Justina i zagadnęłam:
-Nie chcę dostać tej roli ze względu, wiesz... że znam Ciebie. - powiedziałam poważnym tonem. Było mi cholernie głupio i czułam ukłucia w sercu. Ku mojemu zaskoczeniu, chłopak tylko kiwnął głową na znak, że rozumiem i zajął miejsce na krzesełku przed salą i posłał mi szczery uśmiech, który dawał mi nadzieję. Pokazał mi jeszcze dwa kciuki wyciągnięte w górę, co oznaczało "powodzenia". Miranda już czekała zniecierpliwiona przed drzwiami, chcąc nacisnąć klamkę a ja tylko wypuściłam powietrze z płuc, przewróciłam oczami i byłam gotowa. W środku była masa ludzi. Sama nie wiem, może nawet koło 50 osób? Usiadłyśmy na dwóch wolnych białych krzesełkach w rogu sali. Po chwili z pomieszczenia na końcu sali wyszła niska kobieta oznajmiając:
-Z racji tego, że to ostatnie miasto które odwiedzamy i ostatni casting, większość roli mamy już wybrane. Szukamy jedynie chętnych do postaci Beck Oliver...i -tu szukała w notatkach, a mi serce biło jako oszalałe- i Cat Valentine. Odetchnęłam z ulgą i widziałam jak Miranda też. Posłała mi szeroki uśmiech i śmiesznie poruszała brwiami. Dosłownie 3/4 ludzi opuściło w tym momencie pomieszczenie. Zostały dwie blondynki chichoczące w drugim końcu sali, jakaś dziewczyna ubrana na czarno, z kruczoczarnymi włosami i przekłutym nosem i garstka chłopaków. Było to dziwne, ale nikogo nie kojarzyłam. Myślałam, że znam choć z widzenia większość ludzi w moim wieku z Canady. Myliłam się. Pani, która wyszła przed chwilą z tajemniczego pomieszczenia, czekając aż wyjdą ostatnie niezainteresowane rolą osoby, kontynuowała swój monolog:
-Najpierw załatwmy rolę Cat.. - postanowiła.
Wskazała na dwie blondynki w końcu sali i zagadnęła:
-Możemy zacząć od Was?
Nie było dla mnie zdziwieniem, że po tym pytaniu zachichotały i ruszyły gęsiego w stronę roomu.
-Na razie jedna z Was. - dopowiedziała pani od castingu.
Były widocznie zawiedzione tym faktem, lecz po chwili jedna udała się do tajemniczego pokoju, a druga usiadła koło mnie. Było nieco niezręcznie, żadna z nas nie chciała się odezwać. Po krótkim czasie, na szczęście wybiegła blondynka z płaczem, więc i ta obok mnie pognała za nią, nie zważając że teraz była kolej na nią. W drzwiach ujrzeliśmy ponownie "panią od scenariuszy".
-Nie wiedziałam, że tak zareaguje - odparła i zaśmiała się nerwowo.
-Może przejdźmy do następnej osoby - tu spojrzała na mnie, i po chwili przeniosła swój wzrok na Mirandę:
-Też przyszłaś na przesłuchania?! - zapytała podekscytowana.
-Nie, nie..iCarly w zupełności mi wystarczy. - odpowiedziała speszona Mir.
-Okej, okej. A więc, zapraszam - pokazała na mnie, i nagle każda komórka mojego ciała nie chciała się ruszyć. Wystraszyłam się. Nie wiem, jakim cudem moje nogi wstały i ruszyły do tajemniczego pokoju i już za chwilę stałam naprzeciwko grupki ludzi. Przedstawiali się po kolei, nie zapamiętałam wszystkich nazwisko prócz jednego...Dan Schneider. Przedstawił się jako reżyser. Wyczuwałam, że jest z nich wszystkich najważniejszy. Przemówił:
-Alice Valentine Grande?
Kiwnęłam głową na potwierdzenie.
-A więc, założę się że nie ubiegasz się o rolę Olivera Becka, więc..
-Kristin? -tu zwrócił się do innej osoby w tym pomieszczeniu- zagrałabyś z Alice jakiś dialog?
Ona tylko pokazała kciuk w górę, i przemówiła do mnie. Ustaliłyśmy, że na pierwszy ogień pójdzie jedyny dialog z postacią Cat z pierwszego odcinka serialu.

Tori (do Cat): Mhm, hej powiesz mi...
Cat: O mój boże! Ty jesteś Tori, tak? Byłaś rewelacyjna na "Masz talent!" - wykrzyczałam wręcz tą kwestię, lekko zmieniając głos.
Tori: O dzięki!
Cat: Ja jestem Cat! - tu również nie darowałam głosu, dodatkowo przeciągnęłam nieco imię.
Tori: Tak jak zwierze?
Cat: Dlaczego Ty mi to robisz?! - podniosłam głos i zaczęłam mrugać oczami.
Tori: Nie no...ja kocham koty.
Cat: Ja też, są taaakie słodkie!

Szczerze? Udawałam idiotkę. Zaryzykowałam i zmieniłam się o 180 stopni.
O dziwo, ku mojemu zdziwieniu zaśmiali się i kazali przeczytać nam jeszcze jeden dialog.



Cat: Mój pies ma czarny nos, to takie słodkie, taki mały klops. - powiedziałam głosem 5-latki.
Andre: Klopsy są szare. 
Cat: To było podłe wiesz?! - wykrzyknęłam z oburzeniem.
 
Po czym sama się zaśmiałam, im też się to spodobało. Dan stwierdził, że wystarczy.
Potem zadali kilka pytań, po czym stwierdził facet koło 40-tki w długich brązowych włosach (czy one nie były dłuższe od moich?!)
-Cóż, to było chyba nasze najlepsze przesłuchanie do postaci Cat. Bardzo się cieszymy, że nie wybrałaś postaci Becka. - stwierdził.
Mimowolnie się zaśmiałam, ci ludzie zrobili na mnie bardzo dobre wrażenie. Wręcz kipiało z nich dobrą energią i humorem.
-Jest tylko jeden problem.
-Tak? - spytałam, a całe moje ciało zastygnęło w bez ruchu.
-Ale my nie szukamy brunetek... - dodał szybko Dan Schneider.
___________________________________________


przepraszam, że tak długo czekaliście.
Obiecuję poprawę. :)

sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 9: Jak się coś zmieni w moich uczuciach, to Cię o tym poinformuję. cz2

Rozdział ze specjalną dedykacją dla Julii, spełnienia marzeń! ♥ xxxx


Potrząsnęłam jego ramieniem. Nachyliłam się bliżej. Jego głowa nadal leżała na kierownicy.
- Justin, no błagam Cię! - oczywiście nie zareagował.
No to ładnie. Jest noc, a ja sama z prawdopodobnie nieprzytomnym Justinem, na środku pola przy drzewie, z traktorem którego nie umiem obsługiwać i nie wiem jak dojechać do posiadłości dziadków chłopaka. Zacisnęłam zęby, i jeszcze na chwilę nachyliłam się do Biebsa.
- Okej, koniec. Proszę Cię, skończ tą zabawę i ocknij się i odprowadź nas do domu. Justin,no..
Próbowałam tak jeszcze przez kilka minut. Nie miałam pojęcia co robić, gdybym teraz odeszła od chłopaka i szukała jakiegoś domu i pomocy, to nie wiadomo ile czasu by to mi zajęło a nie mogłam go tak zostawić. Z drugiej strony jakbym tu spędziła tak całą noc, to mogłoby to zaszkodzić jego zdrowiu.
Poczułam w kącikach oczu napływające łzy. Zrezygnowana postanowiłam wyruszyć w poszukiwaniu pomocy we wiosce. Ruszyłam w stronę gęstego lasu. Pomyślałam, że w razie czego cofnę się do traktoru, który widoczny był z daleka dzięki zapalonym światłom. Pobłąkałam się trochę po okolicy, lecz po chwili zrozumiałam, iż nie ma to sensu ponieważ jestem strasznie zmęczona i kompletnie nie znam terenu. Wycofałam się w stronę traktoru, aby czuwać przy Justinie, lecz nie znalazłam go tam. Poczułam przypływ fali gorąca. Moje serce przyspieszyło i nagle zabrakło mi tlenu. Gdzie on do cholery się podział?
Jeszcze przed chwilą widziałam go tutaj...Trzęsły mi się ręce.
- Co mam teraz zrobić? - powiedziałam szeptem.
- Przytulić mnie mocno i cieszyć się że żyję. - obok mnie stał szeroko uśmiechnięty Justin.
Odetchnęłam z ulgą, ale od razu odpowiedziałam:
- Cieszyć się, że żyjesz? Zaraz to ja cię własnoręcznie zabiję! Wiesz jak się cholernie martwiłam? - dodałam ściszonym głosem.
Chłopak przez chwilę patrzył na mnie z miną zbitego pieska, lecz po ostatnich moich słowach spojrzał wprost w moje oczy. Przybliżył się krok bliżej, tak że teraz stykaliśmy się czołami.
- Martwiłaś się o mnie?
Nie odpowiedziałam.
- Przepraszam,okey? - wyszeptał.
Odepchnęłam go tylko i ruszyłam przed siebie. Nie zamierzałam na niego czekać, wyruszyłam w nieznany mi las aby poszukiwać drogi powrotnej do domku dziadków.
- Zaczekaj!
- Zgubisz się tam...
- Alice! - zero mojej reakcji.
- O co się złościsz? O "takie" gówno? - wołał za mną.
- Tak, złoszczę się na siebie bo martwiłam się o "takie" gówno, jeśli można Ciebie porównać do gówna. - odwróciłam się na moment na niego.
- Na twoim miejscu zajęłabym się teraz traktorem twojego dziadka, który jest przygnieciony drzewem. - dodałam i ruszyłam dalej. Czułam jeszcze przez chwilę wzrok chłopaka wbity w moje plecy. Później słychać było tylko warkot traktora który zbliżał się w moją stronę. Byłam strasznie zmęczona i prawie nic nie widziałam. Szłam po prostu przed siebie.
- No wskakuj Grande - Justin siedział w swoim urządzeniu i mnie dogonił.
- Nie ma mowy, wkurzyłeś mnie.
- Chodź tu do mnie - zignorował mnie totalnie, więc i ja nie odpowiedziałam.
Szłam kawałek dalej, a chłopak wyszedł z ciągnika, dogonił mnie, przewiesił sobie przez ramię i wsiadł do traktoru. Nie miałam nawet sił na protest. Justin prowadził pojazd, a ja tylko siedziałam mu na kolanach (było strasznie ciasno). Dojechaliśmy w końcu z powrotem na farmę, chłopak zgasił silnik i wygramolił się. Obrócił się na mnie i rzekł:
- A ty, księżniczko nie wychodzisz?
Pokiwałam tylko przecząco głową, na nic nie miałam siły.
- No to wskakuj! - rzekł i nastawił swoje plecy.
- Serio? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Serio, serio. Szybko, póki się rozmyśle - pospieszył mnie.
Skorzystałam z niepowtarzalnej okazji i wskoczyłam chłopakowi na barana.
Dzielnie niósł mnie przez podwórko, nie marudząc, nie uginając się pod moim ciężarem.
- Czyli nasze konto znów jest czyste?
- W jakim sensie to rozumiesz? - odparłam natychmiast.
- Nie gniewasz się o to "gówno" w lesie?
- Aaa,no tak. No to się gniewam ogólnie. Dzięki, że mi przypomniałeś.- odparłam z szerokim uśmiechem.
- W takim razie idziesz pieszo - odparł energicznie i postawił mnie na Ziemie.
- Nieeee, zlituj się!
- Taaaak? A wybaczysz mi? - zrobił słodkie oczka.
- Nie sądzę. - odparłam twardo, choć w środku dusiłam się ze śmiechu.
Podszedł bliżej i próbował dalej swoich tanich podrywów.
- Miliony dziewczyn od mojego samego uśmiechu zachodzą w ciąże, nie sądzę iż jesteś na to odporna.
- Jesteś w błędzie.
- Tak?
- Tak, i zamknij swoją śliczną buźkę i weź mnie na barana i zanieś do tej cholernej stodoły.
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, jakie słowa wypowiedziałam.
Na chłopaka reakcje również trzeba było poczekać, jakby na początku nie za bardzo rozumiał.
Przejechał językiem po zębach, po czym wybuchnął głośnym, zaraźliwym śmiechem.


Nie mogłam długo wytrzymać, więc po chwili nie utrzymałam mojej "poważnej twarzy" i zawtórowałam mu śmiechem. Po kilku sekundach, może minutach a może nawet po paru godzinach opanowaliśmy się, po czym chłopak uległ i posadził mnie sobie na na ramionach i powędrowaliśmy do miejsca naszego spoczynku. Posadził mnie delikatnie na śpiworze, a ja tylko się kulnęłam i okryłam szczelnie śpiworem w tak zwaną "mumię". Justin ułożył się obok mnie, czyli leżeliśmy teraz naprzeciwko siebie, dzielącą granicą między nami było może jakieś 20 centymetrów? Wpatrywaliśmy się w swoje oczy nawzajem. Miał piękne, czekoladowe tęczówki, w które mogłabym się wtapiać godzinami. Chłopak uśmiechnął się ukazując swoje delikatne dołeczki, i nie odzywając się do siebie, trwaliśmy tak w długiej ciszy. Nie wiem nawet kiedy, udałam się do krainy snu Morfeusza.

*Oczami Justina*

Pomimo wszystko, bardzo wygodnie się spało. Czułem, że jest ona przy mnie, że leży obok mnie i w tym momencie czułem się cholernie potrzebny. Była tylko zwyczajną dziewczyną, która nie lubiła poruszać tematu mojej sławy. To było w niej najpiękniejsze. Jej piękne brązowe tęczówki były moim ostatnim widokiem przed snem. Pamiętam, że wróciliśmy nad ranem z mojego kursu prawo jazdy, już po całej aferze. Zaniosłem ją na barana do stodoły, delikatnie odłożyłem na śpiwór a ona tylko zwinęła się w kłębek. Wpatrywaliśmy się w siebie przez kilka dobrych minut, może nieco więcej,a gdy jej oczy się zamknęły, wiedziałem, że na dziś odpłynęła. Była moim ostatnim widokiem przed snem i pierwszym po przebudzeniu. No właśnie, to jej piękny uśmiech zbudził mnie ze snu.

*Oczami Al*

Obudził mnie nie przyjemny zapach. Byłam bardzo zmęczona, ale postanowiłam lekko otworzyć oczy, aby zidentyfikować źródło nieprzyjemnej woni. I co ujrzałam? Szeroko rozpostarłam oczy, i zaciekawiona widokiem "nawiedzonej kaczki" z której wczoraj mieliśmy niezłą polewkę, właśnie wydala swoje odchody na t-shirt chłopaka. Usiadłam po turecku z lekkim przerażeniem, kaczka zauważyła mój ruch i po chwili odeszła a ja tylko zaczęłam się krztusić ze śmiechu. Chłopak powoli otwierał oczy, chyba go zbudziłam. Zrobiło mi się go całkowicie żal, z drugiej strony-byłam ciekawa jego reakcji.
Justin spojrzał na mnie przyćmionymi oczami z miną typu "what's happening", a ja tylko wybuchłam głośnym śmiechem. Patrzał na mnie chwilę zdezorientowany, po czym spojrzał na swoją koszulkę. Jego źrenice się powiększyły i wybałuszył na to oczy. Był wściekły, zauważyłam że jego skronie pulsują. Zaklnął pod nosem a wtedy przeniósł swój wzrok na mnie. Nie mogłam się powstrzymać i wybuchłam śmiechem. To mu się nie spodobało. Zbliżał się do mnie małymi krokami z szeroko otwartymi ramionami.
- Nawet się nie waż Bieber. - rzuciłam w jego stronę ostrym ale spokojnym tonem.
- O czym mówisz? - spytał z miną niewiniątka.
Cały czas się do mnie zbliżał, tak że teraz dzieliło nas jedynie kilka metrów. Zaufałam moim nogom i rzuciłam się w ucieczkę. Nie myliłam się, chłopak też przyspieszył. Gonił mnie po całej stodole, a że był nieco bardziej
wysportowany (jakim cudem?!) to odległość między nami się zmniejszyła. Próbowałam przechodzić różnymi zakamarkami ale nic to nie dało, ponieważ chłopak mnie dogonił i zaszedł mnie od tyłu i swoimi silnymi ramionami odwrócił w swoją stronę.
- Proszę Cię, nie rób tego..- wyszeptałam cicho i zrobiłam minę kota ze Shreeka.
- A co będę z tego miał? - odparł nie przejmując się moimi prośbami.
Nie zdążyłam już nic powiedzieć bo Justin mocno się we mnie wtulił. Czułam ciepło, szczególnie od tej mazi na jego t-shircie. Zamknęłam oczy z obrzydzenia i oparłam głowę na jego ramieniu. Staliśmy tak chwilę.
- Nawet gdybym chciał się oderwać, czego nie chcę to chyba nie jest to za bardzo realne, to coś się posklejało między nami. - wyszeptał chłopak na co momentalnie wybuchłam gromkim śmiechem. Uwielbiałam, kiedy każdą sytuację potrafił zamienić w żart. Z trudem, ale oderwałam się od chłopaka i chwyciłam swoją bluzę po czym pognałam w stronę domku dziadków. Jednak pod chałupą czekał na mnie gość z niespodzianką.
___________________

CZYTASZ=KOMENTUJESZ.
Jak myślicie, kto odwiedzi Alice & Justina? Czekam na Wasze komentarze, jak będzie 10 komentarzy wstawię nowy rozdział. :)

wtorek, 27 maja 2014

Rozdział 8: Jak się coś zmieni w moich uczuciach co do Ciebie - to cię o tym poinformuję.. cz I

*Oczami Alice*

Obudziło mnie trzęsienie samochodu wraz z nieznośnym hałasem, co spowodowane było kamienistą, dziurawą ścieżką. Przez okno ujrzałam piękne krajobrazy. Zielone trawy, pola z kukurydzą, w oddali widniał gęsty, zielony las. Powoli zaczynały się gospodarstwa domowe.
- Justin, gdzie my jedziemy? - spytałam mojego porywacza.
Wczoraj spędziłam z nim cały wieczór, po tym co zobaczyłam..po prostu nie miałam ochoty na nic i na niczyje towarzystwo. Pomimo to, z Justinem rozmawialiśmy tak po prostu, tak o nieważnych rzeczach. Mogłam mu dużo o sobie opowiedzieć, bo nie wiedział o mnie prawie nic, ale jednak tak dużo przez te kilka dni które się znamy. I również z drugiej strony: JB opowiadał mi o sobie. Nie o karierze, i sławie ale..po prostu o zwykłym Justinie. Ani trochę nie interesowała mnie jego sława. Nigdy przenigdy nie mam zamiaru się w jego karierę wkręcać. Wracając do rzeczy istotnych, wczorajszego wieczoru wpadł na 'genialny' pomysł. Rano koło 9, zabrał mnie z domu, spakowaną w jedną torbę podróżną w której znajdowały się najważniejsze rzeczy: ubrania, jakieś kosmetyki, bielizna, telefon, ładowarkę itp. Za nic nie chciał mi zdradzić gdzie mnie zabiera. Chłopak prowadził auto, i gdy przemówiłam spojrzał na mnie, lekko się uśmiechnął i odpowiedział:
- Gdzieś gdzie nas nie znajdą.. - zaczął ale widząc moją przestraszoną minę się głęboko roześmiał. To poprawiło mi humor, i również na mojej twarzy zawidniał szeroki uśmiech. Śmialiśmy się do siebie z kilka dobrych minut, gdy nieco się ogarnęliśmy dokończył swoją wypowiedź Justin:
- Spokojnie, chodziło mi o to, że zapomnisz o wszystkim i o wszystkich. - szczególnie podkreślił ostatnie słowa.
- No tak, a coś dokładniej? Gdzie my jesteśmy? - wtrąciłam się.
- Na farmie Palletów.
Dobra. Robiło się coraz dziwniej.
- Jakich Palletów, Justin? - zapytałam coraz bardziej zdenerwowana.
- U moich dziadków. - odpowiedział krótko, nadal kierując po niełatwej "drodze".
- Co? Jak? Co?
- No..wiesz. To stąd pochodzę, to tu się urodziłem i tu się wychowywałem. Moja matka szybko zaszła w ciąże, ojciec zostawił mnie gdy miałem 2 latka, a mieszkałem z dziadkami i mamą właśnie tu. Dawno ich nie widziałem, więc to naprawdę świetna okazja.
Byłam zszokowana było to takie słodkie. Zabrał mnie w takie magiczne miejsce.
- Ale..oni mnie tu..ten chcą? - zapytałam niepewnie.
- A czemu by nie? Moi dziadkowie naprawdę lubią przyjmować gości.- odpowiedział zachęcająco, spoglądając na mnie.
Teraz byłam nieco przestraszona faktem, iż mogliby nie polubić mnie ludzie, kompletnie obcy, u których w końcu miałam spędzić najbliższe dni. W końcu dojechaliśmy na miejsce. Tak sądzę, stanęliśmy przed wiejskim domkiem. Wyglądał bardzo ładnie.
Chłopak otworzył mi drzwi od samochodu, i pomógł wysiąść jak na dżentelmena przystało.
- Spokojnie, będzie fajnie - próbował mi dodać otuchy.
Skinęłam tylko głową i głośno wzdychnęłam. Zrobiłam kilka wdechów i wydechów. Justin wyjął nasze bagaże z bagażnika. Chciałam swoją nieść, uparcie się przy tym trzymałam, jednak chłopak nie chciał ulec. Niepewnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi, otworzyłam zieloną furtkę która zaskrzypiła przy jej przesunięciu. Chłopak poruszał się tuż za mną niosąc nasze bagaże. Drżącym ruchem dłoni przycisnęłam rękę do kwadratowego przycisku, który służył jako dzwonek do drzwi. Po niecałej minucie naszym oczom ukazała się kobieta ok. 50 lat. Były widoczne u niej zmarszczki, jej włosy straciły nieco blask, nosiła okulary, była nieco przygarbiona ale pomimo to sprawiała wrażenie przyjemnej starszej kobiety. Spojrzała na nas -od naszych głów po czubki palców u nóg-  po czym szeroko się uśmiechnęła niedowierzając. Obejrzałam się lekko, spoglądając na mimike twarzy chłopaka. Szeroko się uśmiechnął, pokazując rząd białych ząbków.
- Bruce, podaj mi tu ino krople żołądkowe, te klopsy z obiadu nie były pierwszej jakości.. chyba mam jakieś halucynacje! Moje oczy widzą naszego Justinka z jakąś piękną niewiastą! - zawołała głośno do kogoś w środku. Lekko się zaśmiałam, słyszałam też rechot chłopaka za moimi plecami.
- No wchodźcie moi mili, no bliżej tu. Muszę was dotknąć, czy to na pewno wy! - tym razem zwróciła się do nas. Przed chwilą byłam cała spięta, ale już przez ten moment przekonałam się co babci Justina. Dodawała mi pozytywnej energii. Tak jak nakazała, przekroczyliśmy próg domu. Justin rozglądał się na każdy szczegół. Widziałam go naprawdę szczęśliwego. Spojrzał na mnie, i nasze spojrzenia się zetknęły po czym obydwoje spuściliśmy wzrok i dalej brnęliśmy w domek, idąc za babuleńką. Zaprowadziła nas do dużego, przestronnego pokoju o jasnych kolorach ścian. Na fotelu przed telewizorem siedział dziadek koło 50. Na ekranie poruszały się dwie drużyny, jedne w niebieskich a drugie w czerwonych strojach. Jeden z zawodników właśnie rzucał piłkę, a drugi okrążał boisko. To był w 100% mecz rugby. Staruszek nie wydawał się być jednak zainteresowany tym, co ogląda. Nie odrywając wzroku od telewizora, zapytał:
- No i co ty tam za halucynacje miałaś, kobieto? - zapytał żartobliwie, i po chwili obejrzał się na nas.
Otworzył buzię ze zdziwienia, i kilka kropel pomarańczowego soku który aktualnie popijał wylało mu się z buzi. Staliśmy w progu pokoju, Justin, babcia Diane i ja.
Justin - ręce włożone do kieszeni spodni, patrzał z lekkim uśmiechem na ustach na dziadka, a w jego oczach normalnie strzelały iskierki radości.
Diane - obejmowała nas ramionami, szeroko się uśmiechając, w kątach oczu miała pojedyncze łzy. Po chwili jej wyraz twarzy diametralnie zmienił się na dezaprobatę wylania soku na jej ukochane fotel.
Starszy pan powoli wstał bez słowa, i mocno wtulił się w Justina. Stali tak przez chwilę. Wyglądało to cudownie. U dziadka po chwili też pojawiły się łzy.
- Co cie do nas sprowadza, dzieciaku? - spytał.
- A więc, postanowiłem że odwiedzę moich ukochanych staruszków. - odpowiedział grzecznie (aż za) Justin. Zabrałem ze sobą moją ukochaną sąsiadke -tu przedstawił mnie- na krótkie wakacje.
Wszyscy przenieśli teraz wzrok na mnie, pierwszy ruch wykonała babcia, która mocno się we mnie wtuliła i spytała o imię. Odpowiedziałam, po czym i dziadek mnie utulił. Były to miłe gesty. Następnie usiedliśmy w kuchni, rozmawiając i podjadając ciasto rabarbarowe. Justin wpadł na kolejny genialny pomysł, i wyszli z dziadkiem na podwórko "załatwiając interesy". Pomogłam ogarnąć Diane (kazała mi tak na siebie koniecznie mówić) talerzyki i resztę naczyń, po czym zasiadłyśmy do stołu w salonie. Justin z dziadkiem jeszcze nie wrócili. Rozmawiałyśmy na każdy temat, opowiadała mi dużo historii z jej życia, jak poznała dziadka i różne inne. W końcu zapytała o to, czy mam chłopaka.
- Mhm, no nie mam. - odparłam cicho. Znowu w mojej głowie zawidniało zdjęcie Mick'a przytulającego się z tą blondynką.
- Coś powiedziałam nie tak? - zapytała babcia, chyba wyczuwając napięcie.
- Ech..nie. Właściwie już nie, 2 dni temu.. - zaczęłam a babcia zaczęła uważniej mnie słuchać. Nie wiedziałam jak to powiedzieć. Mój eks -Mick- wyjechał na obóz sportowy..i widziałam..on.. się całował..- i po moim policzku pociekła łza. Babcia przerwała mi, i tylko przytuliła, i nie kazała dokończyć. Rozmawiałyśmy jeszcze trochę.
- Wiesz co, kochaniutka? - zapytała.
- Mhm?
- Mam coś co poprawi ci humor.
- Tak? - zapytałam już z narastającym uśmiechem na mojej twarzy.
- Co powiesz, na pooglądanie małego Justinka?
Wybuchłam śmiechem i z chęcią zgodziłam się na pomysł.
- Od zawsze tak bardzo kochał muzykę. Co chwile na czymś grał, wszędzie śpiewał. Od zawsze wróżyliśmy mu wielką karierę. Po prostu robi to co kocha - wyznała babcia. Tylko pokiwałam głową ze zrozumieniem, było dużo śmiesznych zdjęć, ale i tych mega słodkich. Justin w ostrzyżonych włoskach, bez tej swojej grzywy. Oglądanie zdjęć przerwali nam chłopcy, którzy akurat weszli.
- A co tu się wyrabia? - spojrzał na nas z uśmiechem Justin. Po chwili spojrzał na zdjęcia.
- Nie wierzę. Nie wierzę, co to ma być? - przez chwilę udawał obrażonego, ale już kilka minut później przyłączyli się z dziadkiem do oglądania zdjęć. Było dużo śmiechu, i dużo ciekawych historyjek z dzieciństwa blondyna. W moich rękach pojawiło się zdjęcie młodej brunetki całującej się na polanie z przedstawiciel płci przeciwnej. Przyglądałam się temu zdjęciu z zmarszczonymi brwiami, zastanawiając się kto znajdował się na fotografii. Justin chcąc podać mi następne zdjęcie, spojrzał na moją mine, następnie przypatrzył się zdjęciu w moich rękach. Uniósł swoje brwi wysoko, jego tęczówki się powiększyły, po czym zapytał:
- Kto to jest? Ten koło mamy.. - dodał ściszonym głosem.
Babcia z dziadkiem oderwali się od jakiejś fotografii przedstawiającej młodego Biebera na..nocniku. Ich miny spoważniały, i spojrzeli na Justina, po czym spuścili wzrok.
- To twój ojciec, Justinku. - odezwała się babcia, i jak gdyby nigdy nic dalej zaczęła przeglądać zdjęcia.
- Jak to? Nigdy nie widziałem żadnej rzeczy z nim, mówiliście że tato wyjechał, że nie wie o ciąży..a tutaj mama ma już widoczny brzuch. - mówił szybkim tonem.
- Kochanie, on wyjechał. On nie chciał mieć nigdy dzieci..- zaczęła się tłumaczyć babcia.
- I nigdy nie przyjechał..żeby mnie zobaczyć? Mnie poznać?
Babcia zamilkła. Zrobiło się niezręcznie. Po chwili Justin spojrzał na mnie, ale jak nasze spojrzenia się zetknęły znowu się szybko speszyliśmy i odwróciliśmy wzrok. A więc bardziej niezręcznie być nie mogło..na szczęście dziadek przywrócił humor, bo wyciągnął z dna poniszczonego pudła czarno białe zdjęcie. Przedstawiało 2 osoby, trzymających się za ręce, spacerujących na molo. Babcia spojrzała się na nie, szeroko uśmiechnęła i szepnęła:
-Byliśmy tacy młodzi, tacy zakochani, tacy napaleni..- rozmarzyła się i spojrzała na dziadka. Przy ostatnim słowie wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
- I wiesz co, Brunce? - kontynuowała Diane pomimo to.
- No czego chcesz, kobieto? - odpowiedział żartobliwie dziadek.
- Kiedyś to codziennie mówiłeś mi, że mnie kochasz..
- Jak się coś zmieni w moich uczuciach co do Ciebie, to cię o tym poinformuję. - odparł.
Zrobiliśmy głośne "ooo" z Justinem, a dziadkowie się przytulili.
Po chwili posmutniałam, patrząc na szczęśliwych zakochańców bo przypomniałam sobie o Micku. Wtopiłam wzrok w moje kolana, i się nie odzywałam. Przelotnie spojrzałam na Justina, a on patrzał się we mnie z miną "what's up". Wzruszyłam tylko ramionami, a on wywrócił oczami i pokazał na drzwi, pytając się w ten sposób mnie czy się przejdę. Kiwnęłam głową na potwierdzenie, wstaliśmy i omijając stół Justin prowadził mnie na podwórze.
-Gdzie mnie porywasz, porywaczu? - zapytałam zalotnie.
- Gdzieś w pole.. - jeszcze bardziej zalotnie z tajemniczym uśmiechem.
Przez chwilę szliśmy w ciszy, idąc polną ścieżką. Ciszę przerwał Justin, mówiąc:
- I jak pierwsze wrażenie o moich dziadkach?
Zaśmiałam się na wspomnienie tych dwóch uroczych staruszków.
- Są w porządku, naprawdę w porządku. Zazdroszczę. - dodałam.
- Jak to? A ty..masz?
- Ech, mam. Kiedyś, jak byłam nieco młodsza często ich odwiedzaliśmy. Jak urodził się Mike..rodzice się zmienili. Byli bardziej zapracowani, rzadziej bywali w domu. I w końcu w ogóle przestaliśmy ich odwiedzać. Dziadek zmarł ok.2 lat temu, i nikt się nawet nie pofatygował na pogrzeb... - nie wiem, z jakiego powodu poczułam słoną łze na moim policzku. Justin tylko wziął mnie za rękę.
-Dobra,dobra. Zmieńmy temat, nie potrzebnie pytałem - odparł szybko.
Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nie wiem czemu, żadne z nas nie uwolniło swojej ręki z uścisku. Ganialiśmy się przez chwilę przez jakieś wysokie źdzbła kukurydzy, lecz jakiś pan do nas zawołał..i raczej nie był to pozytywny okrzyk. Ruszyliśmy więc szybszym krokiem w stronę domku. Zrobiło się nieco ciemno. Zwolniliśmy, cały czas żartując i przekomarzając się. Dotarliśmy i weszliśmy przez ganek do domku Palletów.
- Haloooo? Kto tam? - zawołała do nas Diane z kuchni.
- To my! - odkrzyknął Justin.
Babcia wyszła z pomieszczenia, miała na sobie ubrany sprany, ciemnoczerwony fartuszek w białe kropki.
- W samą porę! Gdzie Was tak długo zasiało? Robię właśnie bigos, pewnie głodni jesteście! (zapraszam na Stwierdzam zgon, bo Niall chce polski bigos .) Umyjcie rączki, i do stołu. - oznajmiła.
Speszeni, nic się nie odzywając mgnęliśmy do łazienki. Dopiero w kafelkowym pomieszczeniu wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Myjąc rączki przy jednym zlewie, Justin co chwile odkręcał mi zimną wodę a ja mu w zamian za gorącą. Wytarliśmy nasze dłonie w (nieprawdopodobne, a jednak!) ręczniczek (również sprany) ciemnoczerwonego koloru i w białe kropki.
Zjawiliśmy się w kuchni, i babcia nałożyła nam na ceramiczne talerze porcje bigosu, po czym wszyscy usiedliśmy do stołu zajadając się kolacją.
- A powiedzcie mi..gdzie wy chcecie spać? - spytała babcia.
Momentalnie spojrzałam na Bieber'a ze wzrokiem typu 'no gdzie, mądralo, no gdzie'  .
- No jak to gdzie? W stodole.. - odpowiedział, i jak gdyby nigdy nic dalej konsumował posiłek.
Obydwie z babcią spojrzałyśmy po sobie, potem na dziadka i na koniec znów na Justina, i tym razem odezwałam się ja:
- Gdzie?
- No na sianie...w stodole. Urządziliśmy wszystko z dziadkiem, będzie fajnie. - odparł Jus.
- Ty chyba sobie kochanieńki żartujesz..- zwróciła się do blondyna.
- A tobie, to już w ogóle odbiło chyba na starość.. - tu zwróciła się do dziadka.
- Mówię serio poważnie. Skoro miała być wycieczka, to jest wycieczka - skończył posiłek, włożył talerz do zlewu, i wtopił wzrok we mnie.
- Weź jakąś bluzę, może być zimno.
Tylko posłałam mu moje 'straszne' spojrzenie, dokończyłam posiłek, podziękowałam i wyjęłam bluzę z walizki, którą zawiązałam sobie w pasie i odezwałam się do Jus:
- Ty tak na serio z tym?
- A czemu nie? - droczył się ze mną.
- Boję się. - w tym momencie odparliśmy krótkie dobranoc do dziadków i pognaliśmy w stronę naszego dzisiejszego miejsca spoczynku.
- Czego?
- Dzikich zwierząt..
- Rzeczywiście..dzikie krowy na wolności - zaśmiał się chłopak.
Uderzyłam go lekko w brzuch po czym sama wybuchłam śmiechem. Pożartowaliśmy trochę na temat dzikich krów, latających kurczaków, nawiedzonych kaczek i wiele..wiele więcej.
No rzeczywiście.."urządziliśmy trochę z dziadkiem"..jasne. Na stogu siana były rozłożone koce i śpiwory..było trochę jedzenia w koszyczku..i to wszystko.
- To jakieś żarty? - zapytałam.
- Nie,dlaczego? - odparł.
Nic nie odpowiedziałam tylko wtuliłam się w śpiwór.
- Hej, hej..maleńka.
- Hm?
- A co Ty teraz? - zapytał.
- No jak to..późno trochę..mam ochotę poleżeć..
- Nie ma takiej możliwości..
- Tak, a to dlaczego? - odparłam ja.
- A bo jest kilka minut po północy a to oznacza tylko jedno..
- Co to oznacza?
- Że ktoś tu ma urodzinki, i że ktoś tu musi mu dać "prezent" - tu zrobił cudzysłowie.
- Żartujesz sobie..
- Chciałabyś..
- Znamy się od..3 dni..
- A Ty pojechałaś ze mną na farmę moich dziadków oddaloną od Twojego domu o kilka mil.
- Żałujesz, że mnie zabrałeś?
- Nie..bardzo mnie to cieszy.
- To co wtedy?
- Co?
- Chce ten prezent.
- Serio?
- Serio.
Przekomarzaliśmy się przez jeszcze chwilkę, po czym nie wiem czemu się na to zgodziłam, ale Justin postanowił że jego prezentem dla mnie będzie nauczenie mnie prowadzić TRAKTOR.
- A ty wgl umiesz?
- A czemu nie? To proste..podobne do samochodów..chyba. - ukazał swoje ząbki w uśmiechu.
- Boję się naprawdę..
- Jakoś damy radę..
Przez kilka minut rozpracowywaliśmy jak włączyć światła. Przez kolejne 5 minut odpalaliśmy go, i potem..oj działo się. Jechaliśmy jakimś polem, na dodatek traktorem w nocy.
- Jesteś pewny, że wiesz gdzie jedziemy? - zapytałam ostrożnie.
- Nieee, a po co nam to? - zatrzęsło nami przez chwilę, bo chłopak najechał na jakąś puszkę, czy coś..
- Skręćmy lepiej tu w tą prawą ścieżkę.. - zarządziłam.
- Tyle, że ja nie widzę tutaj żadnej ścieżki..- odparł.
- Jak to? Przecież tam..
Przekomarzaliśmy się i obydwaj sterowaliśmy kierownicą, przez co wjechaliśmy..w drzewo.
Chłopak lekko opadł na kierownice swoją głową, i się nie poruszał.
- Jejku, Justin? Nic ci nie jest?
Nie odpowiedział.
- Justin? Do cholery, Justin,odezwij się..to nie jest śmieszne..
Nie zareagował.
___________________________________

ciąg dalszy nastąpi.... może :)





środa, 9 kwietnia 2014

Rozdział 7: Nie jest Ciebie wart, nigdy nie był i nigdy nie będzie.

*Oczami Mirandy*

Nie miałam pojęcia, jak ja jej to powiem. Na początku mi nie uwierzy. Może lepiej jej nie mówić? Ona ma za kilka dni urodziny, co ze mnie za przyjaciółka. Nie, nie..Alice musi znać prawdę! Na litość boską, zabije go! Zabije gnoja. Wiedziałam, że to nie chłopak dla Grande, ale ona zawsze mu wybaczała. Lecz tym razem będzie inaczej - nie pozwolę, aby już kiedykolwiek Al przez niego cierpiała. Chris już napisał do Justina. Przyjdą z Alice, powiem jej to jak nie wymiękne! Zabrałam wiśniową bluzę z krzesła, zawiązałam buty, po czym wyszliśmy  z mojego domu z Chrisem w milczeniu. Brunetka z blondynek już stali i czekali na nas.

*Oczami Alice*

- No cześć! - zabrzmiał głos mojej przyjaciółki. Była zestresowana i spięta.
- No hej, o co chodzi? - zapytałam prosto z mostu.
- No właśnie, o co chodzi? - wtrącił Justin.
- Musimy z Chrisem wam coś powiedzieć - zaczęła cicho Miranda.
Beadles nie wypowiadając ani słowa, tępo wpatrywał się w swoje tenisówki.
- O czym? - zapytałam.
- Raczej o kim. - odparła.
Coraz bardziej ciekawiło mnie to, co za chwilę usłyszę od brunetki.
- A więc, o kim?
- O twoim dotychczasowym chłopaku.
Zdziwiło mnie to zdanie. *O co chodzi?* - zapytałam samą siebie w głowie.
- To coś pozytywnego, tak? - zapytałam tym razem na głos.
- No niekoniecznie - cicho mruknęła Miranda.
- O co wam wszystkim chodzi? - podniosłam głos. Byłam coraz bardziej zdenerwowana.
Brunetka spojrzała gdzieś w dal, nie odpowiadając mi na moje pytanie.
Justin spoglądał to na mnie, to na pozostałą dwójkę, również nieświadomy tego, co za chwile oznajmią nam nasi przyjaciele.
Ta cisza między nami była nie do zniesienia, pomyślałam że zaraz wybuchnę lecz ubiegł mnie Chris wybuchając:
- Zdradził Cię! I to z inną larwą. Widzieliśmy filmik, na którym.. -tu przełknął ślinę i dokończył - na którym się całują.
Zatkało mnie. Nagle zabrakło mi powietrza. Wzięłam kilka głębokich wdechów po czym powiedziałam:
- Dlaczego miałabym Wam wierzyć? Najpierw chcę zobaczyć ten filmik, chcę to usłyszeć od niego. - oznajmiłam.
Obserwowałam reakcje Justina.
Na początku był zamyślony, po chwili do niego chyba dotarło, najpierw spojrzał na mnie - tu przestraszony -  a następnie na Mirande i Chrisa, jakby szukał potwierdzenia na to, co przed chwilą usłyszeliśmy. Spojrzał z powrotem na mnie, tym razem rozszyfrowując wyraz twarzy mojej.

*Oczami Justina*

To co usłyszałem zbiło mnie z tropu. Jeśli to prawda, zabiję gnoja. I w tym momencie spojrzałem na Alice. Przez chwilę była nieobecna, następnie przebiegły przez jej oczy iskierki niepewności, spojrzała na mnie, po czym odezwała się do przyjaciół:
- Dlaczego miałabym Wam wierzyć? Chcę zobaczyć ten filmik na własne oczy.
Reakcja Al nieco zaskoczyła obydwóch.
- Alice, to zwykły drań i nie jest ani nigdy nie był Ciebie wart - zaczęła Miranda, lecz nie miała okazji dokończyć gdyż ponownie odezwała się Grande:
- Nie chcę to zobaczyć. - powiedziała załamującym się głosem.
Wszyscy spojrzeliśmy po sobie, po czym Chris wyjął z kieszeni swój smartfon i po kilku chwilach niepewną ręką chciał podać swój telefon Ali, lecz odsunął pospiesznie rękę i powiedział:
- Nie musisz tego oglądać... - podjął jeszcze szanse wybicia pomysłu oglądania filmiku z głowy brunetki. Ta tylko posłała mu mordercze spojrzenie, którego i ja się przestraszyłem. Ten tylko włączył filmik. Przybliżyłem się, aby także to zobaczyć.
Było czarno na białym. Chuj przez chwilę obejmował się z jakąś blondynką na pieńku, siedzieli koło innych ludzi wokół ogniska, szeptali ze sobą szeroko uśmiechnięci po czym przybliżyli się do siebie..i pocałowali. Oczywiście ta dwójka była w tle, ale jeśli się ktoś przypatrzył nie było trudno nie zauważyć.
Alice obejrzała filmik, spojrzała szklanymi oczami najpierw na Mirandę, później na Chrisa, i na końcu na mnie. Pokręciła przecząco głową, po czym jedna pojedyncza łza spłynęła jej po policzku.
- Jak on mógł? Ja go..ja go..kochałam. - wydusiła z siebie.
- Hej! Nie płacz..- od razu przytuliłem brunetkę do siebie. Pozostali również wtulili się w naszą dwójkę. Staliśmy tak złączeni przez.. w sumie nie wiem. Nie liczyła się w tym momencie godzina i czas. Słyszeliśmy tylko dźwięk przejeżdżających ulice obok samochodów, pochlipywania Alice oraz słów pocieszających płynących od nas typu *nie jest Ciebie wart*; *załatwimy Go*; *będzie lepiej, nie płacz*; *on nie jest wart twoich łez* i inne tego typu.
Naszą chwilę przerwał dźwięk telefonu Mirandy.
- Tak?
- ....
- Ale teraz, zaraz?
- ....
- Muszę?
- ....
- Dobra, dobra. Czekam na Was.
Rozłączyła połączenie, po czym głośno wzdychnęła.
- O co chodzi? - zapytała Grande wycierając łzy.
- Rodzice chcą jechać koniecznie ze mną na jakieś, sama nie wiem zakupy. Naprawdę muszę, ale ja porozmawiam z nimi jeszcze, chcę zostać z Tobą. - odpowiedziała.
- Nie, nie. Przestań, jedź. Porozmawiamy jeszcze o tym, albo w sumie..nie ma o czym gadać. Zamknięty rozdział. - szybko powiedziała Alice.
Miranda spojrzała na nią, nie wiedziała co zrobić. Podeszła, mocno wtuliła się w Alice, szeptając jej na ucho kilka słów, słabo uśmiechnęła się do nas, przytuliła każdego, i po chwili wsiadła do samochodu z rodzicami i odjechała.
Zostałem ja, Chris no i Alice. Zrobiło się między nami nieswojo. Każdy z nas bał się odezwać. W końcu Chris gwałtownie powiedział:
- Nie. Ja się nie nadaję do takich rozmów, wybacz Alice. Ty wiesz, jutro przyjdziesz po mnie, i jak gdyby nigdy nic pójdziemy na deskę. Będę spadał, bo palnę zaraz coś czego będę żałował. - wypalił Chris. Jak palnie coś głupiego? Właśnie to zrobił.
Lecz w tym momencie, wszyscy powinniśmy mu być wdzięczni, na twarzy Alice zawładnął jej piękny szeroki uśmiech. Wręcz zaśmiała się, odpowiedziała krótkie *jasne* i pożegnaliśmy się z brunetem.
Na koniec szepnął mi na ucho *zaopiekuj się nią, ale nie podrywaj, to jeszcze nie ten czas*. Spojrzałem na niego wzrokiem zabójcy, czy on właśnie powiedział że nie mam taktu i w takim momencie mógłbym podrywać dziewczynę taką jak Alice? Ten tylko się oddalił w stronę swojego domu.
Zacząłem rozmowę jak gdyby nigdy nic, z innej beczki. To chyba spodobało się Ali.

*jakąś godzinę później*

Nadal siedzieliśmy koło siebie, na zimnym chodniku. Dziewczynie chyba zrobiło się zimno, więc dałem jej swoją marynarkę. Na pytanie czy jej zimno odpowiedziała, że owszem ale nie tylko w ramiona. Skumałem że chodziło o serce.
- Zapomnij o tym frajerze, proszę. Nie jest ciebie wart, nigdy nie był i nigdy nie będzie. Pewnego dnia przyjdzie ten, który będzie zasługiwał na Ciebie w 100%.
Nigdy bym nie pomyślał że takie mądre słowa wyjdą z moich ust. Naprawdę w to uwierzyłem. Wow.

*Oczami Alice*

Mówiąc te słowa, mówił je z takim cudownym przekazem. Powoli, ważąc każde swoje słowo, patrzył się przed siebie. Na koniec przeniósł swój wzrok na mnie. Posłał mi swój piękny uśmiech, jego oczy były tak cholernie szczere. Tak cholernie prawdziwe. Gdy widziałam ten uśmiech, po prostu wiedziałam że będzie dobrze. Kiedyś będzie.
- Piękne słowa - odpowiedziałam.
On tylko pokiwał głową w zrozumieniu i zadumie. Po chwili wystrzelił, i po prostu czułam jak w jego głowie zapala się żarówka, oznaczająca że wpadł na jakiś genialny pomysł.
- Mam genialny pomysł - odpowiedział pewnie, ale i tajemniczo.
Odprowadzę Cię teraz pod same drzwi Twojego domu, ładnie się wyśpisz ślicznotko i jutro zabiorę Cię w mega cudowne miejsce.
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- Co ty kombinujesz? - zapytałam wprost.
- Niespodzianka - odpowiedział tylko ze swoim szerokim uśmiechem. No to ładnie, wogule nie zasne tej nocy. Po prostu już mnie zżera od środka.

_________________________________________














Przepraszam, że taki krótki. Postaram się, aby następne były tylko dłuższe.
Co sądzicie o rozdziale? Na jaki Justin wpadł 'genialny' pomysł? :D
pozdrawiam cieplutko x

sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 6: To mój nowy sąsiad. I nic więcej? Na dodatek z na przeciwka.

*Oczami Justina*

Obydwoje z Alice wymieniliśmy zdziwione tym pytaniem spojrzenia. Na szczęście dziewczyna odezwała się pierwsza:
- A więc Justin, to mój nowy sąsiad. - odpowiedziała zgodnie z prawdą dziewczyna.
- I nic poza tym? - upewniła się jedna z moich Beliebers.
- Na dodatek z na przeciwka - dodała Grande z szerokim uśmiechem.
- A więc to prawda, z tą przerwą? - zapytała nieco zasmucona Belieber.
- Huh, niektórzy myślą że taka przerwa dobrze mi zrobi. No wiecie, siły wyższe. Pożyję trochę normalnym życiem i wrócę - gdzie tu, położyłem dłoń na sercu - obiecuję. - odpowiedziałem.
Dziewczyny chyba odetchnęły z ulgą, uśmiechnęły się blado po czym otwarcie zapytały czy w takim razie mogą i z Alice sobie zrobić zdjęcie na pamiątkę, bo być może kiedyś takie zdjęcie z Al będzie warte miliony.
Brunetka na chwilę zamarła. Zdziwiona, ale zgodziła się na zdjęcie. Odebrałem od jednej z nich telefon i zauważyłem swoje zdjęcie na wyświetlaczu, który oczekiwał wpisania hasła. Fanka spojrzała najpierw na mnie, potem na telefon, znów na mnie po czym speszona pospiesznie wpisała hasło, które jeśli dobrze zauważyłem brzmiało *never say never*. Podała z powrotem telefon, i ustawiła się do dziewczyn, z rumieńcami na policzkach. Uśmiechnąłem się pod nosem. To było słodkie. Nacisnąłem logo aparatu, zrobiłem zdjęcie, po czym pożegnaliśmy się przytulasem z dziewczynami, one podziękowały za wszystko, obiecały nic nie wygadać mediom po czym odeszły. A my z Grande zrobiliśmy jeszcze kółko wokół parku i wracaliśmy do domu cały czas rozmawiając. Jakiś czas później dotarliśmy na naszą ulicę. W ogrodzie mojego domu mama bawiła się z Jazzmyn. Gdy nas ujrzały po chwili przybiegła do nas mała jak to miała w zwyczaju wskakując mi na ręce. Nie trwało to długo, zaraz zeskoczyła z moich ramion, aby móc przytulić się do nóg Alice. Przedstawiły się sobie nawzajem.
- To już mnie nie kochasz, tak? Twojego ukochanego braciszka? - udawałem przez chwilę obrażonego lecz po chwili przyszła i moja mama.
- Dzień dobry. Pattie, mama Justin'a. - przywitała się z Alice.
- Dzień dobry, Alice. Dziewczyna z naprzeciwka, a więc jesteśmy sąsiadami. Witamy w Canadzie - z tym swoim cudownym smajlem odpowiedziała brunetka.
- Bardzo miło mi cię poznać - uśmiechnęła się i moja mama.
Spojrzała na mnie, była zdenerwowana, chyba płakała?
- Mamo, czy coś się stało? - zapytałem.
- Ech, właściwie tak. Suzan, twoja makijażystka, jak wiesz walczyła z rakiem, no i tej walki nie wygrała - powiedziała moja mama na jednym wdechu.
Kurczę, zabolało. Osobę, którą widziałem dotychczas prawie codziennie, nagle nie mogę jej zobaczyć już nigdy. Alice spojrzała na mnie, i na moją mamę. Nie odezwała się ani słowem, milczała.
- Jeśli chcesz Justin, możesz jechać na jutrzejszy pogrzeb. - oznajmiła moja mama.
- Jak to, a ty?
- Jest Jazzmyn, nie ma potrzeby brać tam dziecka.
- Eghem, może w sumie ja mogłabym zająć się małą na ten czas? Rozumiem takie sprawy - odezwała się nieśmiało brunetka.
Moja mama spoglądała to na Alice, to na Jazzmyn.
- Nie wiem, czy mogę Cię o to prosić.
- Nie ma sprawy, rozumiem takie sytuacje.
Pattie przez chwilę się wahała.
- Razem z podróżą to może zająć cały jutrzejszy dzień. - ostrzegła moja rodzicielka.
- Jeśli Jazzmyn jest chętna aby ze mną zostać, to naprawdę nie ma problemu.
W końcu mama uklękła przed małą.
- Co ty na to? Spędzisz jutrzejszy dzień z Alice,hm? - zapytała swoją córeczkę.
- No pewnie że tak! - odpowiedziała z szerokim uśmiechem na ustach Jazzie.
- A więc, jeśli mogłabym Cie prosić o to, postaram się jak najszybciej wrócić - oznajmiła, westchnęła i uśmiechnęła się blado.
Grande tylko się uśmiechnęła.
- Badź koło 11, u nas w domu oczywiście. W porządku? - upewniła się jeszcze Pattie.
- Tak, tak nie ma sprawy.

*Oczami Alice*

Otworzyłam powieki. Wymacałam z pod poduszki mój telefon, posprawdzałam facebooka, twittera i inne, spojrzałam na godzinę było grubo po 10. Przyszła mi do głowy myśl: *Jazzmyn*! Przecież miałam się dzisiaj zająć tym dzieckiem. Szybko wygrzebałam się z łóżka, wzięłam z szafki niebieskie dżinsy, białą koszulkę z krótkim rękawkiem i do tego bluzę żółtą neonową. Nie robiłam żadnego makijażu. Przemyłam twarz, umyłam zęby, a na reszte i tak nie było na to czasu. Postanowiłam jednak, żeby coś przegryźć. Przekroiłam połówkę arbuza na jeszcze jedno pół, nalałam herbatę z dzbanka. Zjadłam i  wypiłam po czym spojrzałam na zegar na mikrofalówce: 10:58. Nikt jeszcze z moich domowników nie wstał, a więc pozostało mi tylko ubrać buty, po czym udałam się do posiadłości Bieberów. Nie powiem, byłam nieco zdenerwowana, jeszcze przed drzwiami poprawiłam włosy, okaszlnęłam i zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi. Po chwili moim oczom ukazał się Justin. Wyglądał niesamowicie przystojnie. Naprawdę wyglądał bardzo przystojnie. Szczególnie w tym garniturze. Zakręciło mi się w żołądku. *Ogarnij się Alice, masz chłopaka, nic nie czujesz do chłopaka poznanego 2 dni temu* skarciłam się w myślach. Na szczęście Justin przerwał ciszę i odezwał się pierwszy:
- Cześć - odezwał się z niepewnym uśmiechem na twarzy, jego wyraz twarzy mnie zaskoczył. Chyba również był zakłopotany i speszony.
- No cześć, jak się czujesz? - spróbowałam nawiązać rozmowę.
- Już lepiej, tak myślę. Wchodź do środka - otworzył drzwi szerzej, i przepuścił mnie w progu.
Po schodach schodziła Pattie w czarnej sukience, dopinając czarną bransoletkę. Była jakby nieobecna, gdy ujrzała mnie, tylko się słabo uśmiechnęła po czym się odezwala:
- A więc, jesteś. Nie rozmyśliłaś się. Dziękuję. Mała śpi, za jakiś czas powinna się obudzić. Może mogłabyś zrobić jej jakieś kanapki, resztę już umówiłyśmy. W razie jakichkolwiek problemów, czegokolwiek po prostu dzwoń. Dobrze? - dała ostatnie wskazówki mama rodzeństwa.
- Tak, oczywiście, rozumiem. - posłałam zachęcający uśmiech.
- Powinniśmy się zbierać - odezwał się Justin.
- Tak, tak, dziękuję Alice. Możesz obejrzeć tv, może coś zjeść, jak sobie wolisz. - powiedziała Pattie, uścisnęła mnie, po czym pierwsza ruszyła do wyjścia.
Justin stał jeszcze chwilę na środku salony wpatrując się w swoje buty.
Postanowiłam go przytulić, na zachętę. Wtuliłam się w chłopaka, chyba mi się udało go nieco pocieszyć, odwzajemnił uścisk, wyszeptał *dziękuję* po czym i on wyszedł.
Zastanowiłam się nad tym, co miałabym ochotę zrobić. Wybrałam się do pokoju Jazz, aby sprawdzić co robi malutka. Gdy weszłam do pokoju, zauważyłam że się przeciąga i ziewa.Uśmiechnęłam się szeroko do dziewczynki. Ona wybiegła z łóżka i wtuliła się we mnie.
- To jak? Gotowa na super dzień ze mną? - zapytałam.
- No jasne! - odpowiedziała sepleniąc.
- Ubierzmy cię najpierw, hmm?
Pokiwała tylko na potwierdzenie głową. Otworzyłam jej szafę. Cóż, ciuszków miała nie mało. Postawiłam na jedną z różowych sukienek dziewczynki. Pomogłam jej się ubrać, rozczesałam jej włoski, nałożyłam krem na twarz, i wiele innych rzeczy które miałam zrobić wobec wcześniejszych zaleceń Pattie. Na śniadanie postanowiłyśmy zrobić gofry. Po zjedzonym posiłku, pobawiłam się z małą lalkami, poszłyśmy na plac zabaw zahaczając o lodziarnie, poodbijałyśmy piłkę i wiele innych rzeczy. Z powrotem w domu byłyśmy koło 18, zrobiłam na obiado-kolacje spaghetti. Mojemu gotowaniu z zaciekawieniem przyglądała się słodziutka Jazzie. Usłyszałyśmy warkot samochodu wjeżdżającego na podjazd, i tuż po chwili drzwi się otworzyły i stanął w nich Justin wraz ze swoją mamą.
- A co tu tak ładnie pachnie dziewczęta, hmm? - zapytała rodzicielka. 
- Gotujemy pyszne spaghetthi! - wykrzyknęła mała z entuzjazmem. Po chwili już wisiała na szyi swojej mamy, a później w ramionach Justina. Pattie podeszła do mnie, pochwaliła moją potrawę, po czym po raz setny podziękowała.
- Ja nie wiem, ile byś chciała zarobić za ten dzień? - zapytała.
- Broń boże. Nic nie chcę, nic a nic. To była czysta przyjemność.
- Nie wygłupiaj się, zostałaś z moją córką przez cały dzień, muszę ci coś zapłacić. Proszę powiedz ile. - nalegała.
Posłałam błagalne spojrzenie Justinowi, który tylko przyglądał się z głupim uśmiechem. Chyba zrozumiał ponieważ przemówił:
- Mamo, właśnie wychodzimy z Alice.
- Tak a gdzie? - zapytała Pattie. 
- Idziemy na dwór, Miranda i Chris na nas czekają, Beadles napisał do mnie.
Posłałam mu zdziwione spojrzenie, nic nie wiedziałam o tym spotkaniu.
- A nie zostaniecie, na kolacje? - zapytała.
- Ja nie jestem głodna, dziękuję. - odpowiedziałam grzecznie zgodnie z prawdą.

Jus tylko wyprowadził mnie na dwór.
- O co chodzi? - zapytałam blondyna.
- Mnie się nie pytaj, nic nie wiem. Chris wysłał mi smsa że muszą ze mną, a właściwie z Tobą porozmawiać.

*Oczami Mirandy*

Przeglądałam filmiki na instagramie, ale jeden przyciągnął moją uwagę nieco bardziej. Obejrzałam go chyba z 69 razy. Czułam jakieś wiercenie w brzuchu, zaczynała mnie boleć głowa. No to ładne jaja. Tylko jak ja to powiem Alice? Zabije tego gnoja. Przysięgam.

____________________________________________________



huhuhu! Mamy nowy rozdział! :') Jak myślicie, co się wydarzy? buu, chcesz wiedzieć? Jedno wyjście: wyczekuj następnego! KOMENTARZ= MOTYWACJA. Jeden głupi komentarz, u Ciebie 2 minuty, u mnie tyle godzin szczęścia i pomysłów na następne rozdziały.

czwartek, 27 marca 2014

Rozdział 5: Nie wiem czy mam dostać ataku serca teraz, czy jeszcze dane mi będzie na to poczekać.


<podkład>

*Oczami Alice*


Otworzyłam zaspane powieki, i wpatrywałam się w sufit. Chciałam ponownie zasnąć, ale spostrzegłam, że to nie moje łóżko. Ani mój sufit, ani ściany, ani mój pokój. Starałam się przypomnieć sobie coś z wczoraj, lecz moja głowa odmawiała posłuszeństwa. Próbowałam wstać z łóżka, i się rozejrzeć. Wstałam nie patrząc pod nogi i zrobiłam krok po czym upadłam. Potknęłam się o coś...albo raczej o kogoś. Moim oczom ukazał się blondyn. Widziałam jak powoli otwiera swoje piękne, czekoladowe oczy mrugając nimi kilkukrotnie. Przetarł dłonią twarz po czym ziewnął i wtedy przeniósł swój wzrok na mnie. Patrzał na mnie rozbawionym wzrokiem.
- No co? - spytałam gwałtownie. - To już nie można się potknąć wstając z łóżka o chłopaka który leży na podłodze? Jeszcze wczoraj również zasnęłam jak sobie przypominam również na podłodze.
Blondyn już nic nie odpowiedział tylko szeroko się uśmiechnął, po czym obydwoje zaczęliśmy się głośno śmiać. Chwilę później w progu drzwi ujrzeliśmy Mirandę.
- A co wy robicie na podłodze, i co my wogule jeszcze robimy w tym domu? No i która godzina? - spytała moja przyjaciółka niczego nie świadoma, i nie pamiętająca końcówki wczorajszego wieczoru.
- Długa historia, ale właśnie się zbieramy. - postanowiłam i podniosłam się z podłogi.
Chłopak poszedł w moje ślady. Chwyciłam sukienkę i udałam się do łazienki. Pozbyłam się tylko koszulki Justina, przebrałam z powrotem w moją sukienkę, po czym udałam się na dół do holu i oznajmiłam kilka słów.

*Oczami Justina*

- Naprawdę będziemy się zbierać. Dziękuję i przepraszam za kłopot - oznajmiła ślicznotka.
- Znowu przepraszasz. Przecież mówiłem że to nie kłopot - zaśmiałem się.
- Okej. A więc, Miranda odprowadzę Cię prosto do Twojego pokoju - zwróciła się do przyjaciółki, na odchodne posłała mi wdzięczny uśmiech i zamknęły się za nimi drzwi. Zostałem sam w domu. Byłem nieco zmęczony więc postanowiłem się jeszcze trochę przespać. Udałem się do pokoju, położyłem i udałem w objęcia Morfeusza.

Zbudziły mnie hałasy z parteru. Pomyślałem, że mama wróciła więc wygramoliłem się z łóżka.
Nie pomyliłem się. Zobaczyłem moją słodką siostrzyczkę, która wskoczyła mi w ramiona.
- Jak było młoda? - zapytałem Jazzmyn.
- Dziadkowie pytali się o Ciebie, chcieli to właśnie z Tobą porozmawiać, spędzić czas - wtrąciła się moja rodzicielka.
- Mamo, pojadę następnym razem - odparowałem.
- Jasne, jasne.
Postawiłem małą na podłodze, po czym udałem się do mojego pokoju, w nadziei że może uda mi się jeszcze zasnąć. Po kilkunastu minutach stwierdziłem, że dziś już nie dam rady. Postanowiłem napisać do ślicznej brunetki.



*Oczami Alice*

Już nie odpisałam, tylko poszłam umyć zęby, twarz. Postanowiłam nie robić makijażu. Zostałam w moim ukochanym onesie. Pośpiesznie ubrałam moje białe trampki, postanowiłam coś przegryźć. Wzięłam z koszyka banana, odwinęłam, zjadłam kilka kęsów, wyrzuciłam skórkę do kosza i wyszłam na dwór gdzie umówiłam się z Justinem. Odetchnęłam z ulgą kiedy zobaczyłam go w zwykłej czerwonej bluzie, szarych dresach, i czarnych przeciwsłonecznych okularach. Chłopak właśnie otwierał furtkę, ja jeszcze spojrzałam w oddal na chwilę, musiałam przyznać że zachód słońca był dzisiaj wyjątkowo piękny. Blondyn posłał mi szeroki uśmiech na przywitanie. Odwzajemniłam go, i ruszyliśmy przed siebie.
- To jak, gdzie idziemy? - zapytałam pierwsza.
- Hmm, w sumie to mógłbym się Ciebie zapytać. Poprowadź gdzieś, przecież to twój teren - uśmiechnął się i powiedział.
- A więc wycieczkę krajoznawczą uważam za otwartą - powiedziałam.
Nasze rozmowy toczyły się na różne tematy. Nie było momentu, żeby któreś z nas czegoś nie powiedziało, nie było momentu niezręcznej ciszy. Poprowadziłam go śladem skateparku, pokazałam kilka sklepów, poszliśmy w parku leśną ścieżką, i wtedy przechodziliśmy pod Atlanta Music Group.
- To tutaj 'pracuje' - przy słowie pracuję dodałam znak przenośni w powietrzu. Moja elita muzyczna. Najcudowniejsze miejsce na całym świecie.
Justin przez chwilę się przyglądał budynkowi i pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Mam nadzieję że będę mógł Cie kiedyś zobaczyć w akcji. - powiedział z tym swoim uśmiechem.
-
Jasne, kiedyś cie zabiorę do środka. Będziesz mógł poczuć ten cudowny zapach tańca.


*Oczami Justina*
Opowiadała o swojej pasji, w tak cudowny sposób. Co chwila spoglądałem w jej niesamowite oczy. Kiedy na mnie spoglądała z powrotem spuszczałem głowę i patrzałem na swoje buty. 'Justin, co się  z Tobą dzieje? Jesteś Justin Bieber, potrafisz wyrwać każdą laskę' huh. Każdą laskę, ale ona nie była zwykłą laską. I do tego miała chłopaka. Rozmawialiśmy z Al na różne tematy, co chwilę się uśmiechając i szczerząc, i dogadywaliśmy się jakbyśmy się znali od zawsze. Niedaleko nas przechodziły trzy dziewczyny, spoglądały na nas co chwilę już od dłuższego czasu. Alice i ja postanowiliśmy na chwilę odpocząć więc usiedliśmy na ławce. Trzy nieznajome dziewczyny szeptały oraz nie spuszczały z nas wzroku. Po chwili wstały i podeszły w naszą stronę. I jedna z nich, najwyższa blondynka spytała:
- Przepraszam, że pytam ale muszę wiedzieć. Nie wiem czy mam dostać ataku serca teraz, czy jeszcze dane mi będzie na to poczekać. Czy to ty...Justin? - zapytała z nadzieją w głosie.
A więc poznały mnie. No i bum.. co się dziwić Beliebers były wszędzie, i zawsze potrafiły mnie odnaleźć.
- Umm, tak to ja - odpowiedziałam i spojrzałem na Grande siedząca obok mnie. Nie odzywała się słowem, była spięta. Uśmiechnąłem się szeroko do moich belieberek. Zaczęły piszczeć, i wypytywały o kilka rzeczy, i spytały czy mogą zdjęcie i wiele wiele innych pytań. Oczywiście zgodziłem się na zdjęcie, Alice zrobiła nam zdjęcie ich telefonem. Z tego co zapamiętałem najniższa brunetka miała na imię Kristen a dwie pozostałe Bella i Pauline? Moje rozmyślania przerwało kłopotliwe pytanie jak mniemam Pauline:
- A możemy wiedzieć, kim jest ta szczęściara i kim jest dla Ciebie? - spytała patrząc na Alice.
No właśnie, kim jest dla mnie, i oto jest pytanie.

_________________________________________________

komentarz od Ciebie = motywacja:):)