wtorek, 27 maja 2014

Rozdział 8: Jak się coś zmieni w moich uczuciach co do Ciebie - to cię o tym poinformuję.. cz I

*Oczami Alice*

Obudziło mnie trzęsienie samochodu wraz z nieznośnym hałasem, co spowodowane było kamienistą, dziurawą ścieżką. Przez okno ujrzałam piękne krajobrazy. Zielone trawy, pola z kukurydzą, w oddali widniał gęsty, zielony las. Powoli zaczynały się gospodarstwa domowe.
- Justin, gdzie my jedziemy? - spytałam mojego porywacza.
Wczoraj spędziłam z nim cały wieczór, po tym co zobaczyłam..po prostu nie miałam ochoty na nic i na niczyje towarzystwo. Pomimo to, z Justinem rozmawialiśmy tak po prostu, tak o nieważnych rzeczach. Mogłam mu dużo o sobie opowiedzieć, bo nie wiedział o mnie prawie nic, ale jednak tak dużo przez te kilka dni które się znamy. I również z drugiej strony: JB opowiadał mi o sobie. Nie o karierze, i sławie ale..po prostu o zwykłym Justinie. Ani trochę nie interesowała mnie jego sława. Nigdy przenigdy nie mam zamiaru się w jego karierę wkręcać. Wracając do rzeczy istotnych, wczorajszego wieczoru wpadł na 'genialny' pomysł. Rano koło 9, zabrał mnie z domu, spakowaną w jedną torbę podróżną w której znajdowały się najważniejsze rzeczy: ubrania, jakieś kosmetyki, bielizna, telefon, ładowarkę itp. Za nic nie chciał mi zdradzić gdzie mnie zabiera. Chłopak prowadził auto, i gdy przemówiłam spojrzał na mnie, lekko się uśmiechnął i odpowiedział:
- Gdzieś gdzie nas nie znajdą.. - zaczął ale widząc moją przestraszoną minę się głęboko roześmiał. To poprawiło mi humor, i również na mojej twarzy zawidniał szeroki uśmiech. Śmialiśmy się do siebie z kilka dobrych minut, gdy nieco się ogarnęliśmy dokończył swoją wypowiedź Justin:
- Spokojnie, chodziło mi o to, że zapomnisz o wszystkim i o wszystkich. - szczególnie podkreślił ostatnie słowa.
- No tak, a coś dokładniej? Gdzie my jesteśmy? - wtrąciłam się.
- Na farmie Palletów.
Dobra. Robiło się coraz dziwniej.
- Jakich Palletów, Justin? - zapytałam coraz bardziej zdenerwowana.
- U moich dziadków. - odpowiedział krótko, nadal kierując po niełatwej "drodze".
- Co? Jak? Co?
- No..wiesz. To stąd pochodzę, to tu się urodziłem i tu się wychowywałem. Moja matka szybko zaszła w ciąże, ojciec zostawił mnie gdy miałem 2 latka, a mieszkałem z dziadkami i mamą właśnie tu. Dawno ich nie widziałem, więc to naprawdę świetna okazja.
Byłam zszokowana było to takie słodkie. Zabrał mnie w takie magiczne miejsce.
- Ale..oni mnie tu..ten chcą? - zapytałam niepewnie.
- A czemu by nie? Moi dziadkowie naprawdę lubią przyjmować gości.- odpowiedział zachęcająco, spoglądając na mnie.
Teraz byłam nieco przestraszona faktem, iż mogliby nie polubić mnie ludzie, kompletnie obcy, u których w końcu miałam spędzić najbliższe dni. W końcu dojechaliśmy na miejsce. Tak sądzę, stanęliśmy przed wiejskim domkiem. Wyglądał bardzo ładnie.
Chłopak otworzył mi drzwi od samochodu, i pomógł wysiąść jak na dżentelmena przystało.
- Spokojnie, będzie fajnie - próbował mi dodać otuchy.
Skinęłam tylko głową i głośno wzdychnęłam. Zrobiłam kilka wdechów i wydechów. Justin wyjął nasze bagaże z bagażnika. Chciałam swoją nieść, uparcie się przy tym trzymałam, jednak chłopak nie chciał ulec. Niepewnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi, otworzyłam zieloną furtkę która zaskrzypiła przy jej przesunięciu. Chłopak poruszał się tuż za mną niosąc nasze bagaże. Drżącym ruchem dłoni przycisnęłam rękę do kwadratowego przycisku, który służył jako dzwonek do drzwi. Po niecałej minucie naszym oczom ukazała się kobieta ok. 50 lat. Były widoczne u niej zmarszczki, jej włosy straciły nieco blask, nosiła okulary, była nieco przygarbiona ale pomimo to sprawiała wrażenie przyjemnej starszej kobiety. Spojrzała na nas -od naszych głów po czubki palców u nóg-  po czym szeroko się uśmiechnęła niedowierzając. Obejrzałam się lekko, spoglądając na mimike twarzy chłopaka. Szeroko się uśmiechnął, pokazując rząd białych ząbków.
- Bruce, podaj mi tu ino krople żołądkowe, te klopsy z obiadu nie były pierwszej jakości.. chyba mam jakieś halucynacje! Moje oczy widzą naszego Justinka z jakąś piękną niewiastą! - zawołała głośno do kogoś w środku. Lekko się zaśmiałam, słyszałam też rechot chłopaka za moimi plecami.
- No wchodźcie moi mili, no bliżej tu. Muszę was dotknąć, czy to na pewno wy! - tym razem zwróciła się do nas. Przed chwilą byłam cała spięta, ale już przez ten moment przekonałam się co babci Justina. Dodawała mi pozytywnej energii. Tak jak nakazała, przekroczyliśmy próg domu. Justin rozglądał się na każdy szczegół. Widziałam go naprawdę szczęśliwego. Spojrzał na mnie, i nasze spojrzenia się zetknęły po czym obydwoje spuściliśmy wzrok i dalej brnęliśmy w domek, idąc za babuleńką. Zaprowadziła nas do dużego, przestronnego pokoju o jasnych kolorach ścian. Na fotelu przed telewizorem siedział dziadek koło 50. Na ekranie poruszały się dwie drużyny, jedne w niebieskich a drugie w czerwonych strojach. Jeden z zawodników właśnie rzucał piłkę, a drugi okrążał boisko. To był w 100% mecz rugby. Staruszek nie wydawał się być jednak zainteresowany tym, co ogląda. Nie odrywając wzroku od telewizora, zapytał:
- No i co ty tam za halucynacje miałaś, kobieto? - zapytał żartobliwie, i po chwili obejrzał się na nas.
Otworzył buzię ze zdziwienia, i kilka kropel pomarańczowego soku który aktualnie popijał wylało mu się z buzi. Staliśmy w progu pokoju, Justin, babcia Diane i ja.
Justin - ręce włożone do kieszeni spodni, patrzał z lekkim uśmiechem na ustach na dziadka, a w jego oczach normalnie strzelały iskierki radości.
Diane - obejmowała nas ramionami, szeroko się uśmiechając, w kątach oczu miała pojedyncze łzy. Po chwili jej wyraz twarzy diametralnie zmienił się na dezaprobatę wylania soku na jej ukochane fotel.
Starszy pan powoli wstał bez słowa, i mocno wtulił się w Justina. Stali tak przez chwilę. Wyglądało to cudownie. U dziadka po chwili też pojawiły się łzy.
- Co cie do nas sprowadza, dzieciaku? - spytał.
- A więc, postanowiłem że odwiedzę moich ukochanych staruszków. - odpowiedział grzecznie (aż za) Justin. Zabrałem ze sobą moją ukochaną sąsiadke -tu przedstawił mnie- na krótkie wakacje.
Wszyscy przenieśli teraz wzrok na mnie, pierwszy ruch wykonała babcia, która mocno się we mnie wtuliła i spytała o imię. Odpowiedziałam, po czym i dziadek mnie utulił. Były to miłe gesty. Następnie usiedliśmy w kuchni, rozmawiając i podjadając ciasto rabarbarowe. Justin wpadł na kolejny genialny pomysł, i wyszli z dziadkiem na podwórko "załatwiając interesy". Pomogłam ogarnąć Diane (kazała mi tak na siebie koniecznie mówić) talerzyki i resztę naczyń, po czym zasiadłyśmy do stołu w salonie. Justin z dziadkiem jeszcze nie wrócili. Rozmawiałyśmy na każdy temat, opowiadała mi dużo historii z jej życia, jak poznała dziadka i różne inne. W końcu zapytała o to, czy mam chłopaka.
- Mhm, no nie mam. - odparłam cicho. Znowu w mojej głowie zawidniało zdjęcie Mick'a przytulającego się z tą blondynką.
- Coś powiedziałam nie tak? - zapytała babcia, chyba wyczuwając napięcie.
- Ech..nie. Właściwie już nie, 2 dni temu.. - zaczęłam a babcia zaczęła uważniej mnie słuchać. Nie wiedziałam jak to powiedzieć. Mój eks -Mick- wyjechał na obóz sportowy..i widziałam..on.. się całował..- i po moim policzku pociekła łza. Babcia przerwała mi, i tylko przytuliła, i nie kazała dokończyć. Rozmawiałyśmy jeszcze trochę.
- Wiesz co, kochaniutka? - zapytała.
- Mhm?
- Mam coś co poprawi ci humor.
- Tak? - zapytałam już z narastającym uśmiechem na mojej twarzy.
- Co powiesz, na pooglądanie małego Justinka?
Wybuchłam śmiechem i z chęcią zgodziłam się na pomysł.
- Od zawsze tak bardzo kochał muzykę. Co chwile na czymś grał, wszędzie śpiewał. Od zawsze wróżyliśmy mu wielką karierę. Po prostu robi to co kocha - wyznała babcia. Tylko pokiwałam głową ze zrozumieniem, było dużo śmiesznych zdjęć, ale i tych mega słodkich. Justin w ostrzyżonych włoskach, bez tej swojej grzywy. Oglądanie zdjęć przerwali nam chłopcy, którzy akurat weszli.
- A co tu się wyrabia? - spojrzał na nas z uśmiechem Justin. Po chwili spojrzał na zdjęcia.
- Nie wierzę. Nie wierzę, co to ma być? - przez chwilę udawał obrażonego, ale już kilka minut później przyłączyli się z dziadkiem do oglądania zdjęć. Było dużo śmiechu, i dużo ciekawych historyjek z dzieciństwa blondyna. W moich rękach pojawiło się zdjęcie młodej brunetki całującej się na polanie z przedstawiciel płci przeciwnej. Przyglądałam się temu zdjęciu z zmarszczonymi brwiami, zastanawiając się kto znajdował się na fotografii. Justin chcąc podać mi następne zdjęcie, spojrzał na moją mine, następnie przypatrzył się zdjęciu w moich rękach. Uniósł swoje brwi wysoko, jego tęczówki się powiększyły, po czym zapytał:
- Kto to jest? Ten koło mamy.. - dodał ściszonym głosem.
Babcia z dziadkiem oderwali się od jakiejś fotografii przedstawiającej młodego Biebera na..nocniku. Ich miny spoważniały, i spojrzeli na Justina, po czym spuścili wzrok.
- To twój ojciec, Justinku. - odezwała się babcia, i jak gdyby nigdy nic dalej zaczęła przeglądać zdjęcia.
- Jak to? Nigdy nie widziałem żadnej rzeczy z nim, mówiliście że tato wyjechał, że nie wie o ciąży..a tutaj mama ma już widoczny brzuch. - mówił szybkim tonem.
- Kochanie, on wyjechał. On nie chciał mieć nigdy dzieci..- zaczęła się tłumaczyć babcia.
- I nigdy nie przyjechał..żeby mnie zobaczyć? Mnie poznać?
Babcia zamilkła. Zrobiło się niezręcznie. Po chwili Justin spojrzał na mnie, ale jak nasze spojrzenia się zetknęły znowu się szybko speszyliśmy i odwróciliśmy wzrok. A więc bardziej niezręcznie być nie mogło..na szczęście dziadek przywrócił humor, bo wyciągnął z dna poniszczonego pudła czarno białe zdjęcie. Przedstawiało 2 osoby, trzymających się za ręce, spacerujących na molo. Babcia spojrzała się na nie, szeroko uśmiechnęła i szepnęła:
-Byliśmy tacy młodzi, tacy zakochani, tacy napaleni..- rozmarzyła się i spojrzała na dziadka. Przy ostatnim słowie wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
- I wiesz co, Brunce? - kontynuowała Diane pomimo to.
- No czego chcesz, kobieto? - odpowiedział żartobliwie dziadek.
- Kiedyś to codziennie mówiłeś mi, że mnie kochasz..
- Jak się coś zmieni w moich uczuciach co do Ciebie, to cię o tym poinformuję. - odparł.
Zrobiliśmy głośne "ooo" z Justinem, a dziadkowie się przytulili.
Po chwili posmutniałam, patrząc na szczęśliwych zakochańców bo przypomniałam sobie o Micku. Wtopiłam wzrok w moje kolana, i się nie odzywałam. Przelotnie spojrzałam na Justina, a on patrzał się we mnie z miną "what's up". Wzruszyłam tylko ramionami, a on wywrócił oczami i pokazał na drzwi, pytając się w ten sposób mnie czy się przejdę. Kiwnęłam głową na potwierdzenie, wstaliśmy i omijając stół Justin prowadził mnie na podwórze.
-Gdzie mnie porywasz, porywaczu? - zapytałam zalotnie.
- Gdzieś w pole.. - jeszcze bardziej zalotnie z tajemniczym uśmiechem.
Przez chwilę szliśmy w ciszy, idąc polną ścieżką. Ciszę przerwał Justin, mówiąc:
- I jak pierwsze wrażenie o moich dziadkach?
Zaśmiałam się na wspomnienie tych dwóch uroczych staruszków.
- Są w porządku, naprawdę w porządku. Zazdroszczę. - dodałam.
- Jak to? A ty..masz?
- Ech, mam. Kiedyś, jak byłam nieco młodsza często ich odwiedzaliśmy. Jak urodził się Mike..rodzice się zmienili. Byli bardziej zapracowani, rzadziej bywali w domu. I w końcu w ogóle przestaliśmy ich odwiedzać. Dziadek zmarł ok.2 lat temu, i nikt się nawet nie pofatygował na pogrzeb... - nie wiem, z jakiego powodu poczułam słoną łze na moim policzku. Justin tylko wziął mnie za rękę.
-Dobra,dobra. Zmieńmy temat, nie potrzebnie pytałem - odparł szybko.
Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nie wiem czemu, żadne z nas nie uwolniło swojej ręki z uścisku. Ganialiśmy się przez chwilę przez jakieś wysokie źdzbła kukurydzy, lecz jakiś pan do nas zawołał..i raczej nie był to pozytywny okrzyk. Ruszyliśmy więc szybszym krokiem w stronę domku. Zrobiło się nieco ciemno. Zwolniliśmy, cały czas żartując i przekomarzając się. Dotarliśmy i weszliśmy przez ganek do domku Palletów.
- Haloooo? Kto tam? - zawołała do nas Diane z kuchni.
- To my! - odkrzyknął Justin.
Babcia wyszła z pomieszczenia, miała na sobie ubrany sprany, ciemnoczerwony fartuszek w białe kropki.
- W samą porę! Gdzie Was tak długo zasiało? Robię właśnie bigos, pewnie głodni jesteście! (zapraszam na Stwierdzam zgon, bo Niall chce polski bigos .) Umyjcie rączki, i do stołu. - oznajmiła.
Speszeni, nic się nie odzywając mgnęliśmy do łazienki. Dopiero w kafelkowym pomieszczeniu wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Myjąc rączki przy jednym zlewie, Justin co chwile odkręcał mi zimną wodę a ja mu w zamian za gorącą. Wytarliśmy nasze dłonie w (nieprawdopodobne, a jednak!) ręczniczek (również sprany) ciemnoczerwonego koloru i w białe kropki.
Zjawiliśmy się w kuchni, i babcia nałożyła nam na ceramiczne talerze porcje bigosu, po czym wszyscy usiedliśmy do stołu zajadając się kolacją.
- A powiedzcie mi..gdzie wy chcecie spać? - spytała babcia.
Momentalnie spojrzałam na Bieber'a ze wzrokiem typu 'no gdzie, mądralo, no gdzie'  .
- No jak to gdzie? W stodole.. - odpowiedział, i jak gdyby nigdy nic dalej konsumował posiłek.
Obydwie z babcią spojrzałyśmy po sobie, potem na dziadka i na koniec znów na Justina, i tym razem odezwałam się ja:
- Gdzie?
- No na sianie...w stodole. Urządziliśmy wszystko z dziadkiem, będzie fajnie. - odparł Jus.
- Ty chyba sobie kochanieńki żartujesz..- zwróciła się do blondyna.
- A tobie, to już w ogóle odbiło chyba na starość.. - tu zwróciła się do dziadka.
- Mówię serio poważnie. Skoro miała być wycieczka, to jest wycieczka - skończył posiłek, włożył talerz do zlewu, i wtopił wzrok we mnie.
- Weź jakąś bluzę, może być zimno.
Tylko posłałam mu moje 'straszne' spojrzenie, dokończyłam posiłek, podziękowałam i wyjęłam bluzę z walizki, którą zawiązałam sobie w pasie i odezwałam się do Jus:
- Ty tak na serio z tym?
- A czemu nie? - droczył się ze mną.
- Boję się. - w tym momencie odparliśmy krótkie dobranoc do dziadków i pognaliśmy w stronę naszego dzisiejszego miejsca spoczynku.
- Czego?
- Dzikich zwierząt..
- Rzeczywiście..dzikie krowy na wolności - zaśmiał się chłopak.
Uderzyłam go lekko w brzuch po czym sama wybuchłam śmiechem. Pożartowaliśmy trochę na temat dzikich krów, latających kurczaków, nawiedzonych kaczek i wiele..wiele więcej.
No rzeczywiście.."urządziliśmy trochę z dziadkiem"..jasne. Na stogu siana były rozłożone koce i śpiwory..było trochę jedzenia w koszyczku..i to wszystko.
- To jakieś żarty? - zapytałam.
- Nie,dlaczego? - odparł.
Nic nie odpowiedziałam tylko wtuliłam się w śpiwór.
- Hej, hej..maleńka.
- Hm?
- A co Ty teraz? - zapytał.
- No jak to..późno trochę..mam ochotę poleżeć..
- Nie ma takiej możliwości..
- Tak, a to dlaczego? - odparłam ja.
- A bo jest kilka minut po północy a to oznacza tylko jedno..
- Co to oznacza?
- Że ktoś tu ma urodzinki, i że ktoś tu musi mu dać "prezent" - tu zrobił cudzysłowie.
- Żartujesz sobie..
- Chciałabyś..
- Znamy się od..3 dni..
- A Ty pojechałaś ze mną na farmę moich dziadków oddaloną od Twojego domu o kilka mil.
- Żałujesz, że mnie zabrałeś?
- Nie..bardzo mnie to cieszy.
- To co wtedy?
- Co?
- Chce ten prezent.
- Serio?
- Serio.
Przekomarzaliśmy się przez jeszcze chwilkę, po czym nie wiem czemu się na to zgodziłam, ale Justin postanowił że jego prezentem dla mnie będzie nauczenie mnie prowadzić TRAKTOR.
- A ty wgl umiesz?
- A czemu nie? To proste..podobne do samochodów..chyba. - ukazał swoje ząbki w uśmiechu.
- Boję się naprawdę..
- Jakoś damy radę..
Przez kilka minut rozpracowywaliśmy jak włączyć światła. Przez kolejne 5 minut odpalaliśmy go, i potem..oj działo się. Jechaliśmy jakimś polem, na dodatek traktorem w nocy.
- Jesteś pewny, że wiesz gdzie jedziemy? - zapytałam ostrożnie.
- Nieee, a po co nam to? - zatrzęsło nami przez chwilę, bo chłopak najechał na jakąś puszkę, czy coś..
- Skręćmy lepiej tu w tą prawą ścieżkę.. - zarządziłam.
- Tyle, że ja nie widzę tutaj żadnej ścieżki..- odparł.
- Jak to? Przecież tam..
Przekomarzaliśmy się i obydwaj sterowaliśmy kierownicą, przez co wjechaliśmy..w drzewo.
Chłopak lekko opadł na kierownice swoją głową, i się nie poruszał.
- Jejku, Justin? Nic ci nie jest?
Nie odpowiedział.
- Justin? Do cholery, Justin,odezwij się..to nie jest śmieszne..
Nie zareagował.
___________________________________

ciąg dalszy nastąpi.... może :)





4 komentarze

  1. Kocham, kocham, kocham ,kocham!! <3
    Dawaj następny kobieto! <3
    Buziaki siostrzyczko ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały rozdział! I w końcu dodany, czekam z niecierpliwością na następny.

    pozdrawiam, Paulina ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu.. Świetny rozdział :o
    Długo wyczekiwany ale warto!
    A teraz nastepny szybko,bo skończyłaś w takim momencie..:(
    Czekam xx
    Allie.

    OdpowiedzUsuń
  4. *Robię właśnie bigos* * dzikie krowy* hahahahahaha!Uwielbiam!<3
    Świetny rozdział,ale czekam na następny! Zły moment na skończenie!

    OdpowiedzUsuń

niech ci bóg wynagrodzi, ten komentarz. dobry człowieku.